-
Yongguk? Cóż za miła niespodzianka.
- Nie
powiedziałbym. Co ty tu robisz Yongnam?
-
Mieszkam sobie.
- Jako
Redo? – prychnął.
- Czyli
już wiesz? Oh bracie jak ja za tobą tęskniłem. – nabijał się Redo.
- Nie
muszę ci mówić dlaczego ja nie mogę powiedzieć tego samego? – spojrzał na
niego z pogardą.
- Dalej
jesteś o to zły? Nie bądź jak dziecko.
- Nasłałeś
na mnie tych zbirów, odszedłeś na te walki, przez co rodzice mieli niezłe
kłopoty, a ty jakby nigdy nic, nawet nie dając znaku życia, żyjesz tu sobie jak
król.
- I mam
się całkiem dobrze. Z resztą tak jak i ty. Nieźle się ustawiłeś. Lider
licealnego gangu. Jestem pod wrażeniem.
- Skąd
ty? - spojrzał na mnie.
- To
nie ona. Od jakiegoś czasu bacznie cię obserwuję.
- Po
cholerę? – zdziwił się Yongguk.
- Jestem
twoim starszym bratem. Muszę cię mieć na oku. Przy okazji mogę obserwować
Eunmi.
- Nadal
nie rozumiem.
- Eunmi
złotko, jeszcze się im nie pochwaliłaś swoimi zdolnościami? – Yongnam posłał mi jego sławienie spojrzenie.
- Mieli
okazję co nieco zobaczyć. – powiedziałam beznamiętnie.
-
Pomyśl Yongguk. Od kogo się tego nauczyła?
-
Posłuchaj. Mam gdzieś to co było między wami. Całe szczęście się skoczyło. Nie
zbliżaj się do mnie i do moich przyjaciół, Eunmi też się to tyczy. Nie chcę cię
widzieć na oczy. Dla mnie nie istniejesz.
-
Myślisz, że będziesz mi mówił co mam robić?
-
Yongguk, odsuń się. – powiedziałam nerwowo.
-
Bronisz go? Jakie to urocze.
-
Posłuchaj. Zniszczyłeś mi życie. Jesteś zerem i tego nie zmienisz. Coś
jeszcze?
- Ty
parszywa szmato! Tak mi się odwdzięczasz?
Wiedziałam
jak to się skończy. Już po chwili poczułam gwałtowne szarpnięcie za włosy. Nim
się obejrzałam leżałam na ziemi.
-
Eunmi!
-
Yongguk, nie podchodź! –
krzyknęłam.
Starałam
się jak najszybciej wstać jednak nie było mi to dane. Zostałam brutalnie
kopnięta w brzuch.
- I kto
teraz jest zerem?
Spod grzywki
ujrzałam ten jego parszywy uśmiech. On nie ma litości. Nigdy jej nie miał. Jest
takim samym potworem jak ja. Kolejno czułam każde jego uderzenie. Brzuch,
klatka piersiowa, plecy i twarz to miejsca, które musiały znieść najwięcej.
Nie mogłam płakać, nie mogłam krzyczeć z bólu. Po prostu nie mogłam dać mu tej
satysfakcji. Znosiłam to wszystko. Czułam jak krew spływa po moim ciele jednocześnie
zlepiając je z materiałem moich ubrań. Choć trwało to zaledwie kilka chwil
wiedziałam, że moje plecy są już całe posiniaczone. Przed oczami miałam już
najgorsze scenariusze. Byłam przygotowana na wszystko. Nawet na śmierć.
Kiedy nagle wszystko ustało. Na tyle ile
umiałam odwróciłam swoją głowę. Redo leżał ogłuszony pod ścianą. Jak? Czyżby…
Yongguk?
-
Eunmi, pod żadnym pozorem się nie ruszaj rozumiesz?
- Co ty?
Nie
dokończyłam. Przeszywający ból. Po chwili czułam się… bezpieczna. Niezależnie
jak absurdalnie to brzmiało w tamtej chwili tak właśnie się czułam. Yongguk ssi wziął mnie na ręce i czym prędzej
wyszedł z tej rudery.
Gdy już
byliśmy niedaleko mojego domu, postawił mnie na nogi pytając czy dam radę sama
iść.
- Um.
To nic takiego. Nie powinieneś był mnie brać na ręce. – odpowiedziałam spuszczając
wzrok.
- Co?
Dlaczego?
- Jesteś
cały ubrudzony moją krwią…
- Tym w
ogóle się nie powinnaś przejmować. To mój najmniejszy problem. Jak się czujesz?
– zapytał zatroskanym głosem.
- Nie
martw się. Mówiłam, to nic.
- Nie
kłam. Nie wygląda to za dobrze.
-
Powiedzmy, że to kwestia przyzwyczajenia. – uśmiechnęłam się.
- Jak
ty to robisz? – zapytał po chwili.
- Jak
robię co? – zdziwiłam się.
- Przed
chwilą mogłaś umrzeć. Odebrałaś tyle ciosów i to nie od byle kogo nieźle przy
cierpiąc, a teraz jakby nigdy nic potrafisz się uśmiechać.
- Co w
tym takiego dziwnego? Jestem przyzwyczajona do faktu, że niewielu ludzi mnie
lubi. Znaczna większość można właśnie powiedzieć, że mnie nienawidzi. Jednak
wyobraź sobie, że miałabym się przejmować każdą taką osobą. Moje życie wyglądało by jak jedna wielka
melancholia. Zrozumiałam, że takimi osobami nie warto się przejmować. A
uśmiecham się bo lubię… no chyba nie chcesz, żebym płakała, prawda?
- Nie,
nie chcę! Wiesz co Eunmi? Mimo twojego wieku myślę, że mogłabyś niejednego z
nas czegoś nauczyć.
-
Dlatego właśnie tu jestem. Grzesznicy…
- Co
proszę?! - wybuchnął śmiechem.
- Nie
zauważyłeś tego? Ja co prawda nie należę do osób bardzo religijnych, ale
zauważyłam pewną zależność. Posłuchaj, pamiętasz może siedem grzechów głównych?
- Nie
za bardzo.
-
Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, obżarstwo, gniew i lenistwo. - wyrecytowałam patrząc w niebo.
- Co to
ma wspólnego z nami?
- Nadal
tego nie widzisz? Aish. Mogę ci zadać pytanie? Na ile znacie swoje wady?
-
Wydaje mi się, że na tyle na ile jest taka konieczność.
- A mi
się jednak nie wydaje. Youngjae, Junhong, Himchan, Sooah,
Daehyun, ty i Jongup. Teraz lepiej?
-
Chcesz nam powiedzieć, że jesteśmy jakby ucieleśnieniami grzechów?
-
Dokładnie! Youngjae jest mózgiem grupy, prawda? Nie wydaje ci się, że przez to
czuje się nieco lepszy?
-
Nieco? Wywyższa się jak mało kto.
- Sam
widzisz. Junhong jest człowiekiem chciwym. Wiem, że to może być nieodpowiednie
z mojej strony, ale wydaje mi się, że przez to, że tak mało miał teraz przez
swoją pozycję chciałby mieć wszystko na własność.
-
Konkretnie co?
- Szacunek,
respekt, spokój i kilka innych rzeczy, które zachowam dla siebie jeśli
pozwolisz.
-
Rozumiem.
-
Dlaczego Himchan jest nieczystością nie muszę tłumaczyć. – zachichotałam. –
Sooah choć do grupy nie należy pokazała nam co potrafi. Daehyun mógłby zjeść
swoją porcję obiadową plus nasze, a i tak byłby głodny.
- Potem
jestem ja.
- Doskonale wiesz dlaczego porównałam cię do gniewu.
Jednakże nie miej mi za złe. Nie uważam, że jesteś złą osobą. W żadnym wypadku!
Chodzi mi o to, że musisz nauczyć się nad tym panować. To wszystko. Wiem, że jest ciężko,
ale to nie jest rzecz niemożliwa.
- Ale
dlaczego Jongup i lenistwo? To chyba niezbyt trafne porównanie.
- Tak
uważasz? A co powiesz o jego tańcu?
-
Wiesz?
-
Owszem. Nie rozumiem dlaczego zrezygnował. Kiedy kocha się coś robić nie
rezygnuje się z tego za wszelką cenę. Szczególnie jeśli jest to taniec. Nie widzę
innego wytłumaczenia jak po prostu lenistwo.
- Chyba
trochę za surowo go oceniasz. – powiedział niepewnie
-
Udowodnisz mi, że się mylę? – spojrzałam na niego.
Zero
odpowiedzi.
- Moment,
skoro my jesteśmy ucieleśnieniami grzechów to kim ty jesteś?
- Dobre
pytanie. Tego nawet ja nie wiem. Różne opcje rozważałam. Do różnych demonów się
porównywałam, ale to nadal nie to.
-
Demony? Znasz się na tym?
Nie był
przerażony. Bardziej zaciekawiony.
-
Demonów tak jak aniołów jest mnóstwo. Są jednak demony, które szczególnie
zaistniały.
- Jak
Lucyfer?
-
Zgadza się. Wiesz coś na jego temat?
- To
pierwszy upadły anioł. Szatan.
Zaśmiałam
się.
- Nie
do końca. Lucyfer jest tylko jednym z książąt piekieł. Mylnie jest utożsamiany
z Szatanem, którym jest Samael. To fakt jako pierwszy
sprzeciwił się Bogu, ale jest zaledwie aniołem grzesznej pychy. Przez to jest uważany
za Cesarza Piekła.
Umilkłam.
- Też
pomyślałaś o Redo. – ledwo usłyszałam.
- Masz
rację. Ech porozmawiamy o tym innym razem jeśli pozwolisz. Jestem naprawdę
zmęczona, a muszę się jeszcze wykąpać i do tego zrobić coś z tymi ubraniami.
-
Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?
-
Swojego licho nie dopadnie. Nie martw się o mnie. Będzie dobrze. – powiedziałam. – Ah Yongguk, jest jeszcze coś.
-
Słucham.
-
Jesteś świadomy dlaczego dzisiaj poszłam z tobą. Nie staraj się szukać Redo na
własną rękę. Nie chcę, żebyś skończył tak jak ja.
- Ale~
- Obiecaj
mi, że tego nie zrobisz.
- Uh,
niech ci będzie. Obiecuję.
- On i
tak upadnie. Tak jak Lucyfer na obrazie Gustava Dore. Do zobaczenia w poniedziałek
w szkole.
Ukłoniłam
się i wróciłam do domu. Prześlizgnęłam się do łazienki. Odkręcając kurek z
wodą, obmyłam sobie twarz. Moja warga była rozcięta. Jak ja to wytłumaczę
rodzicom?