niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XIV

- Yongguk? Cóż za miła niespodzianka.
- Nie powiedziałbym. Co ty tu robisz Yongnam?
- Mieszkam sobie.
- Jako Redo? – prychnął.
- Czyli już wiesz? Oh bracie jak ja za tobą tęskniłem. – nabijał się Redo.
- Nie muszę ci mówić dlaczego ja nie mogę powiedzieć tego samego? – spojrzał na niego z pogardą.
- Dalej jesteś o to zły? Nie bądź jak dziecko.
- Nasłałeś na mnie tych zbirów, odszedłeś na te walki, przez co rodzice mieli niezłe kłopoty, a ty jakby nigdy nic, nawet nie dając znaku życia, żyjesz tu sobie jak król.
- I mam się całkiem dobrze. Z resztą tak jak i ty. Nieźle się ustawiłeś. Lider licealnego gangu. Jestem pod wrażeniem. 
- Skąd ty? - spojrzał na mnie.
- To nie ona. Od jakiegoś czasu bacznie cię obserwuję.
- Po cholerę? – zdziwił się Yongguk.
- Jestem twoim starszym bratem. Muszę cię mieć na oku. Przy okazji mogę obserwować Eunmi. 
- Nadal nie rozumiem.
- Eunmi złotko, jeszcze się im nie pochwaliłaś swoimi zdolnościami? – Yongnam posłał mi jego sławienie spojrzenie.
- Mieli okazję co nieco zobaczyć. – powiedziałam beznamiętnie.
- Pomyśl Yongguk. Od kogo się tego nauczyła?
- Posłuchaj. Mam gdzieś to co było między wami. Całe szczęście się skoczyło. Nie zbliżaj się do mnie i do moich przyjaciół, Eunmi też się to tyczy. Nie chcę cię widzieć na oczy. Dla mnie nie istniejesz.
- Myślisz, że będziesz mi mówił co mam robić?
- Yongguk, odsuń się. – powiedziałam nerwowo.
- Bronisz go? Jakie to urocze.
- Posłuchaj. Zniszczyłeś mi życie. Jesteś zerem i tego nie zmienisz. Coś jeszcze?
- Ty parszywa szmato! Tak mi się odwdzięczasz?
Wiedziałam jak to się skończy. Już po chwili poczułam gwałtowne szarpnięcie za włosy. Nim się obejrzałam leżałam na ziemi. 
- Eunmi! 
- Yongguk, nie podchodź! – krzyknęłam.
Starałam się jak najszybciej wstać jednak nie było mi to dane. Zostałam brutalnie kopnięta w brzuch.
- I kto teraz jest zerem?
Spod grzywki ujrzałam ten jego parszywy uśmiech. On nie ma litości. Nigdy jej nie miał. Jest takim samym potworem jak ja. Kolejno czułam każde jego uderzenie. Brzuch, klatka piersiowa, plecy i twarz to miejsca, które musiały znieść najwięcej. Nie mogłam płakać, nie mogłam krzyczeć z bólu. Po prostu nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Znosiłam to wszystko. Czułam jak krew spływa po moim ciele jednocześnie zlepiając je z materiałem moich ubrań. Choć trwało to zaledwie kilka chwil wiedziałam, że moje plecy są już całe posiniaczone. Przed oczami miałam już najgorsze scenariusze. Byłam przygotowana na wszystko. Nawet na śmierć.
Kiedy nagle wszystko ustało. Na tyle ile umiałam odwróciłam swoją głowę. Redo leżał ogłuszony pod ścianą. Jak? Czyżby… Yongguk?
- Eunmi, pod żadnym pozorem się nie ruszaj rozumiesz?
- Co ty?
Nie dokończyłam. Przeszywający ból. Po chwili czułam się… bezpieczna. Niezależnie jak absurdalnie to brzmiało w tamtej chwili tak właśnie się czułam.  Yongguk ssi wziął mnie na ręce i czym prędzej wyszedł z tej rudery.
Gdy już byliśmy niedaleko mojego domu, postawił mnie na nogi pytając czy dam radę sama iść.
- Um. To nic takiego. Nie powinieneś był mnie brać na ręce. – odpowiedziałam spuszczając wzrok.
- Co? Dlaczego?
- Jesteś cały ubrudzony moją krwią…
- Tym w ogóle się nie powinnaś przejmować. To mój najmniejszy problem. Jak się czujesz? – zapytał zatroskanym głosem.
- Nie martw się. Mówiłam, to nic.
- Nie kłam. Nie wygląda to za dobrze.
- Powiedzmy, że to kwestia przyzwyczajenia. – uśmiechnęłam się.
- Jak ty to robisz? – zapytał po chwili.
- Jak robię co? – zdziwiłam się.
- Przed chwilą mogłaś umrzeć. Odebrałaś tyle ciosów i to nie od byle kogo nieźle przy cierpiąc, a teraz jakby nigdy nic potrafisz się uśmiechać.
- Co w tym takiego dziwnego? Jestem przyzwyczajona do faktu, że niewielu ludzi mnie lubi. Znaczna większość można właśnie powiedzieć, że mnie nienawidzi. Jednak wyobraź sobie, że miałabym się przejmować każdą taką osobą.  Moje życie wyglądało by jak jedna wielka melancholia. Zrozumiałam, że takimi osobami nie warto się przejmować. A uśmiecham się bo lubię… no chyba nie chcesz, żebym płakała, prawda?
- Nie, nie chcę! Wiesz co Eunmi? Mimo twojego wieku myślę, że mogłabyś niejednego z nas czegoś nauczyć.
- Dlatego właśnie tu jestem. Grzesznicy…
- Co proszę?! - wybuchnął śmiechem.
- Nie zauważyłeś tego? Ja co prawda nie należę do osób bardzo religijnych, ale zauważyłam pewną zależność. Posłuchaj, pamiętasz może siedem grzechów głównych?
- Nie za bardzo.
- Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, obżarstwo, gniew i lenistwo. - wyrecytowałam patrząc w niebo.
- Co to ma wspólnego z nami?
- Nadal tego nie widzisz? Aish. Mogę ci zadać pytanie? Na ile znacie swoje wady?
- Wydaje mi się, że na tyle na ile jest taka konieczność.
- A mi się jednak nie wydaje. Youngjae, Junhong, Himchan, Sooah, Daehyun, ty i Jongup. Teraz lepiej?
- Chcesz nam powiedzieć, że jesteśmy jakby ucieleśnieniami grzechów?
- Dokładnie! Youngjae jest mózgiem grupy, prawda? Nie wydaje ci się, że przez to czuje się nieco lepszy?
- Nieco? Wywyższa się jak mało kto.
- Sam widzisz. Junhong jest człowiekiem chciwym. Wiem, że to może być nieodpowiednie z mojej strony, ale wydaje mi się, że przez to, że tak mało miał teraz przez swoją pozycję chciałby mieć wszystko na własność.
- Konkretnie co?
- Szacunek, respekt, spokój i kilka innych rzeczy, które zachowam dla siebie jeśli pozwolisz.
- Rozumiem.
- Dlaczego Himchan jest nieczystością nie muszę tłumaczyć. – zachichotałam. – Sooah choć do grupy nie należy pokazała nam co potrafi. Daehyun mógłby zjeść swoją porcję obiadową plus nasze, a i tak byłby głodny.
- Potem jestem ja.
- Doskonale wiesz dlaczego porównałam cię do gniewu. Jednakże nie miej mi za złe. Nie uważam, że jesteś złą osobą. W żadnym wypadku! Chodzi mi o to, że musisz nauczyć się nad tym panować. To wszystko. Wiem, że jest ciężko, ale to nie jest rzecz niemożliwa.
- Ale dlaczego Jongup i lenistwo? To chyba niezbyt trafne porównanie.
- Tak uważasz? A co powiesz o jego tańcu?
- Wiesz?
- Owszem. Nie rozumiem dlaczego zrezygnował. Kiedy kocha się coś robić nie rezygnuje się z tego za wszelką cenę. Szczególnie jeśli jest to taniec. Nie widzę innego wytłumaczenia jak po prostu lenistwo.
- Chyba trochę za surowo go oceniasz. – powiedział niepewnie
- Udowodnisz mi, że się mylę? – spojrzałam na niego.
Zero odpowiedzi.
- Moment, skoro my jesteśmy ucieleśnieniami grzechów to kim ty jesteś?
- Dobre pytanie. Tego nawet ja nie wiem. Różne opcje rozważałam. Do różnych demonów się porównywałam, ale to nadal nie to.
- Demony? Znasz się na tym?
Nie był przerażony. Bardziej zaciekawiony.
- Demonów tak jak aniołów jest mnóstwo. Są jednak demony, które szczególnie zaistniały.
- Jak Lucyfer?
- Zgadza się. Wiesz coś na jego temat?
- To pierwszy upadły anioł. Szatan.
Zaśmiałam się.
- Nie do końca. Lucyfer jest tylko jednym z książąt piekieł. Mylnie jest utożsamiany z Szatanem, którym jest Samael. To fakt jako pierwszy sprzeciwił się Bogu, ale jest zaledwie aniołem grzesznej pychy. Przez to jest uważany za Cesarza Piekła.
Umilkłam.
- Też pomyślałaś o Redo. – ledwo usłyszałam.
- Masz rację. Ech porozmawiamy o tym innym razem jeśli pozwolisz. Jestem naprawdę zmęczona, a muszę się jeszcze wykąpać i do tego zrobić coś z tymi ubraniami.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy?
- Swojego licho nie dopadnie. Nie martw się o mnie. Będzie dobrze.  – powiedziałam. – Ah Yongguk, jest jeszcze coś.
- Słucham.
- Jesteś świadomy dlaczego dzisiaj poszłam z tobą. Nie staraj się szukać Redo na własną rękę. Nie chcę, żebyś skończył tak jak ja.
- Ale~
- Obiecaj mi, że tego nie zrobisz.
- Uh, niech ci będzie. Obiecuję.
- On i tak upadnie. Tak jak Lucyfer na obrazie Gustava Dore. Do zobaczenia w poniedziałek w szkole.
Ukłoniłam się i wróciłam do domu. Prześlizgnęłam się do łazienki. Odkręcając kurek z wodą, obmyłam sobie twarz. Moja warga była rozcięta. Jak ja to wytłumaczę rodzicom? 

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział XIII

- Redo… jest dość specyficzną osobą.
- Kim konkretnie? – zapytał Bang.
- Można powiedzieć, że jest liderem. On jako pierwszy sprzeciwił się Radzie Starszyzny i zaczął wprowadzać własne zasady.
- Rada Starszyzny? – zapytał zdezorientowany.
- A myślałeś, że te walki od zawsze wyglądały tak jak wyglądają teraz? Przed Redo było nieco inaczej. Kiedyś pierwsza runda była o charakterze prowokacyjnym. Chodziło tu o „złamanie” przeciwnika. Można było się uczepić wszystkiego. To jakim jesteś, to kim jesteś, jaki jest twój stan materialny, jak wyglądasz i to co zawsze mnie bolało, jacy są twoi przyjaciele i rodzina. Mówiło się wtedy naprawdę okropne rzeczy, ale miało to swój jeden plus. Jeśli złamano cię do końca nie musiałeś brać udziału w rundzie drugiej.
- Rundzie drugiej?
- Runda druga to już walka sama w sobie.
- A jak człowieka można złamać?
- Przemocą psychiczną. Jeśli pokażesz, że słowa drugiej osoby mocno cię dotknęły, jeśli spłynie choć jedna łza, uznają cie za słabego, a to oznacza kompletną przegraną.
- Jak to? – zdziwił się Himchan.
- Wychodzi sie z założenia, ze jeśli jesteś słaby nie masz co marnować czasu, dlatego po prostu nie dopuszczają cie do walki.
- A teraz?
- Teraz najpierw ci dopieka, a później dostajesz po twarzy bez jakichkolwiek skrupułów.
- I to wszystko przez tego Redo? – zapytał Daehyun.
- Tak. Redo jako pierwszy w historii nie przegrał ani jednej walki. Nikt nie był wstanie go pokonać.
- A później pojawiłaś sie ty. – uśmiechnął się do mnie.
- Niby tak. – spuściłam głowę.
- Niby?
- Kiedy w końcu z nim wałczyłam właściwie byłam bliska przegranej. Wydaje mi sie, że wygrałam bo on jako pierwszy dostrzegł kim naprawdę jestem. To go zdezorientowało.
- I jak go załatwiłaś? – wtrącił Himchan.
- Wykop w szczękę. Niezbyt wymagający a skuteczny. – wzruszyłam ramionami
- Chciałbym to zobaczyć.
- Żebyś tak czasem ty tak nie oberwał, hyung. – odezwał się Youngjae.
- Eunmi. kiedy Redo trafił na walki? – zapytał Bang.
Czy on zaczyna kojarzyć fakty?
- Nie jestem pewna. Ja trafiłam na walki kiedy już panowały jego zasady więc na pewno z jakieś dwa lata temu. Mogę się mylić. Nigdy mnie to nie interesowało.
- Rozumiem... - powiedział zamyślony.
- Coś nie tak, hyung? – zamartwiał się Youngjae.
- Nie, nie, wszystko w porządku.
- Woa to już ta godzina? Będziemy musieli się zbierać.
- Idźcie. ja odprowadzę Eunmi do domu. – powiedział Yongguk
- Możemy iść wszyscy.
- Himchan naprawdę chcesz ponownie doprowadzić swoją matkę do szału?
- Coś w tym jest. Poradzicie sobie?
- O to się nie martw.
- Tylko wiesz hyung... żadnych sztuczek.
- I kto to mówi panie „mogę mieć każdą... tak sądzę”.
Uśmiechnęli się do siebie. Himchan wyszedł jako pierwszy, a reszta za nim, serdecznie się ze mną żegnając.
Chwilę później Yongguk ssi podał mi moją kurtkę i również opuściliśmy ów knajpkę.
Przez pierwsze minuty szliśmy w kompletnej ciszy. Jednak wiedziałam, że muszę ją przerwać. Nie mogłam dłużej tłumić tego w sobie.
- Nie chcę cię oszukiwać Yongguk ssi... Redo jest osobą, o której wtedy pomyślałeś.
- Błagam cię... powiedz mi, że żartujesz.
- Chciałabym.
- Wiesz gdzie on może być?
- Wiem, ale nie mogę ci tego powiedzieć. Bynajmniej nie dzisiaj.
- Eunmi...
- Wybacz mi, nie. Wiem jak to by się skończyło. Nie chcę, żebyście się spotkali.
- Dobrze wiesz, że prędzej czy później do tego dojdzie.
- W takim razie nie dojdzie do tego za moim pośrednictwem.
- Eunmi postaw się na moim miejscu. Zrozum.
- To musi być dla ciebie naprawę trudne, ale nie mogę.
- Dlaczego? Groził ci? Boisz się go?
- Nie o to tu chodzi. Posłuchaj Yongguk ssi zależy mi na tobie, a dobrze wiesz, że Redo to kanalia. Nie chcę, żebyś miał z nim do czynienia.
- Ale ja muszę z nim porozmawiać.
- Nie odpuścisz, prawda? – głośno westchnęłam. - Powiedz, naprawdę aż tak ci zależy żeby go zobaczyć?
- Tak. – odpowiedział stanowczo.
- Niech ci będzie. Powiem ci gdzie go znajdziesz, ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko chcesz.
- Pójdę tam z tobą.
- Jesteś pewna? Nie sądzisz, że będzie chciał się zemścić? – spojrzał na mnie niepewnie.
- Na pewno będzie chciał, ale nie dbam o to. Wracając, zgadzasz się?
- Chyba nie nam wyboru.
Zatrzymaliśmy się przed furtką mojego domu.
- Przyjdź pod mój dom o 2 nad ranem. Postaraj się, żeby nikt za tobą nie szedł.
- Dziękuje.
- Nie rób tego. Nie wiadomo co się stanie.
- Nawet tak nie mów. Nic nam nie będzie. Zaufaj mi. – spojrzał na zegarek. - Pójdę już. do zobaczenia o 2.
- Nie spóźnij się. – uśmiechnęłam się.
Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Czemu ja się na to zgodziłam? Nie chcę żeby stała mu się krzywda… a na to się zapowiada.



*2 nad ranem*


Spojrzałam przez okno. Bang już na mnie czekał. Wyszłam z pokoju i bezszelestnie udałam się do wyjścia. Szybko wyszłam z domu po czym zamknęłam drzwi.
- Zanim cokolwiek powiesz muszę cię ostrzec. Redo nie jest już tym człowiekiem którego pamiętasz.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Z tego samego źródła od którego wiedziałam, że nie jesteś skończonym dupkiem za którego większość cię uważa.
- Dlaczego ty musisz być taka bezpośrednia? – zaśmiał się.
- Zapytałeś więc odpowiedziałam. – spojrzałam na niego. - Widzę, że już się niecierpliwisz. Chodź za mną.
Szliśmy w kompletnych ciemnościach aż dotarliśmy do celu.
- Zaczekaj tu. Powiem ci kiedy będziesz mógł wejść więc uważnie się przysłuchuj.
Powoli weszłam do starego mieszkania. Pomieszczenia tak jak i zewnątrz były spowite mrokiem.
Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie.
- Wiedziałem, że za mną zatęsknisz. Czekałem aż do mnie przyjdziesz. – szepnął mi do ucha.
- To nie najlepsza pora na czułości Redo. – odpowiedziałam przewracając oczami.
- Skoro 2 nad ranem nie jest tą porą to...
- Nie przyszłam tu bez powodu. – przerwałam mu.
- Domyślam się. 
Jego ręka powędrowała w stronę mojej szyi powodując, że przeszły mnie dreszcze.
- Nadal ją masz, co? – uśmiechnął się szyderczo.
- Taka tam pamiątka na całe życie. Ale ja nie w tej sprawie. Właściwie to nie ma nic wspólnego z walkami.
- A to ciekawe. Chętnie posłucham.
Poczułam jak uścisk się rozluźnia.
Spojrzałam na niego.
- Jest tu ktoś kto chce się z tobą spotkać i nie, to nie ja.
- O więcej gości? Jak miło.
-Nie powiedziałbym... bracie.

Odwróciłam się, a w drzwiach już stał Yongguk.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział XII



Nasze głowy zwróciły się w stronę drzwi.
- Oho będą kłopoty. – odezwał się Himchan.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem., a on tylko skinął na Zelo.
- Nasza Julia nie potrafi żyć bez swojego Romeo. – zakpił.
- Zamknij się, Himchan. – wtrącił Zelo.
- Nie bądź już taki przewrażliwiony.
- Zajmij się po prostu swoimi sprawami.
Zelo był widocznie niezadowolony zaistniałą sytuacją. Czy pomiędzy nimi było naprawdę aż tak źle?
- Wao Junhong oppa co za przypadek.
Cóż za przesłodzony i irytujący głos. Na jego miejscu też nie chciałabym jej słuchać.
- Przypadek… na pewno. – szepnął do mnie Daehyun.
- Nikt cię o zdanie nie pytał. – odezwała się dziewczyna.
Czyżby te wszystkie plotki jakie słyszałam na temat Sooah były prawdziwe? Nie wydawała się być zbyt przyjazna. Była nieco niższa ode mnie, miała jakieś 165cm wzrostu, długie proste włosy i niezbyt przyjacielsko wyglądającą twarz, ale nie była brzydka. Wręcz przeciwnie.
- Długo masz zamiar jeszcze się na mnie gapić? – powiedziała do mnie Sooah.
- Gdybyś nie chciała, żeby ludzie się na ciebie nie patrzyli nie ubrałabyś bluzki odsłaniającej ci dekoltu, czy też tak krótkiej spódniczki. – odpowiedziałam nawet na nią nie spoglądając.
- To nie twoja sprawa jak się ubieram. W przeciwieństwie do ciebie ja bynajmniej mam figurę, żeby nosić tego typu ubrania.
- Być może. Poza tym ja nie czepiam się tego jak wyglądasz tylko uświadamiam ci, że takim wyglądem zwracasz uwagę. Żebyś tylko później nie powiedziała „bo wszyscy mężczyźni są tacy sami”. Sama ich do tego prowokujesz.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Pewnie w życiu chłopaka nie miałaś, a chcesz mnie pouczać?
- Ejejej uspokój się. Jak chcesz się kłócić to do swoich koleżaneczek marsz! – wtrącił Himchan.
- Kim ty do cholery jesteś, żeby mi mówić co mam robić?!
- Kim Himchan, miło mi. – powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
Zachciało mi się śmiać. Naprawdę.
- Nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale nie dla ciebie tu jestem.
- Chwała bogu… - zaczął chichotać.
- Ty skończony!
Nie pozwolę, żeby podnosiła na niego rękę. Wstałam gwałtownie z mojego miejsca i złapałam ją za nadgarstek.
- Uważaj co robisz. - spojrzałam na nią.
- Co ty?! Puszczaj!
- Bo co? Myślisz, że krzycząc i rzucając się ktoś ci pomoże? Wybacz. Nie tym razem, kochana.
- Ty tak myślisz!
- Serio? Chłopaki, czy ktoś ma coś do powiedzenia? – odwróciłam się w ich stronę.
Odpowiedziały mi tylko wymowne uśmiechy.
- Junhong nawet ty?
Rozpacz.
- Dziewczyno, zachowujesz się w taki sposób, że nie dziwię się, że on za tobą nie przepada. Ładnie razem wyglądacie to fakt, ale to tyle.  – przewróciłam oczami.
- Co ty o nim możesz wiedzieć? Przychodzisz do naszej klasy jak jakaś gwiazda, pyskujesz Bangowi, który jak widać nie ma, o dziwo nic przeciwko i myślisz, że wszyscy będą ci pokłony składać. Jesteś żałosna. Nic o nich nie wiesz.
- W takim razie powiedz mi o tym jacy są. - uśmiechnęłam się.
Odpowiedziała mi cisza. Wiedziałam. Kto jak kto, ale wątpię, że osoba taka jak ona cokolwiek wie na ich temat.
Uważała się za lepszą. Jak większość ludzi w moim otoczeniu. Przykre.
- Czyżbyś zapomniała języka?
- Posłuchaj. Odebrałaś mi wszystko o czym tak marzyłam. Nienawidzę cię.
- Bo jestem nor… dobra. Bo mam taki charakter, który im przypasował, a ty nie? Bo mnie polubili, a ty jesteś na tyle irytująca, że ciebie nie? Proszę cię. Może gdybyś zastanowiła się trochę nad swoim zachowaniem byłabyś teraz na moim miejscu, a kto wie może  i wiele bliżej ich niż ja. Zamiast oceniać mnie i moje poczynania, zacznij od siebie i swoich.
- Nie znasz mnie!
- Ty mnie również.
- Nie? Wiesz co o tobie mówią?! – krzyknęła.
- Jeśli masz zamiar powtarzać wszystko to co inni to oszczędź sobie. Znam to na pamięć i jak tak bardzo chcesz mogę ci to zacytować.
Puściłam jej rękę.
- Idź stąd. Gdybyś jeszcze nie zauważyła nikt cię tu nie chce. – powiedziałam sztucznie smutnym tonem.
- Ty kur~
- Zrozum to w końcu do cholery! Nikogo tu nie obchodzisz!
To był Zelo. Wstał niczym poparzony, a jego ręka uderzyła w stół. 
Zdenerwowanie? Nie sądzę. Wydaje mi się, że był po prostu tym zmęczony. Można powiedzieć, że Sooah kleiła się do niego odkąd on tylko pamiętał. Prześladowania. Chora "miłość". 
Nigdy nie rozumiem takiego zachowania. Nigdy.
- Junhong ah... - zaczęła.
- Zamknij się!
- Zelo. - spojrzałam na niego i pokręciłam głową.
- No co? Mam jej serdecznie po dziurki w nosie. Zachowuje się jak osoba która kompletnie postradała zmysły. Nie zna umiaru! 
Szloch.
Sooah wybiegła z knajpki z płaczem. Nie pochwalam takiego zachowania, ale być może to był jedyny sposób by do tej dziewczyny w końcu coś dotarło.
- Dobrze zrobiłeś. Chyba po tylu latach cierpienia da ci spokój. - powiedział Himchan.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedział Zelo ponownie siadając. - Powinienem znowu ci podziękować.
- Nie masz za co. Nic takiego nie zrobiłam. 
- Gdybyś jej tego nie uświadomiła pewnie musiałbym się z nią użerać przez następne... długo.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Komiczna sytuacja? W żadnym wypadku.
Czemu właściwie nas to śmieszyło? Sami nie wiedzieliśmy. Po prostu można powiedzieć, że byliśmy w dobrych humorach.
Strasznie dobrze czułam się w ich towarzystwie. Nareszcie mogłam powiedzieć, że jestem częścią grupy. 
Pomyśleć, że człowiek taki jak ja, wieczny samotnik nielubiący kontaktów z ludźmi staje się członkiem czegoś większego.
Oby to nie skończyło się tak jak ostatnio. 
Nie przeżyłabym tego bólu po raz drugi.
- Eunmi opowiedz nam coś więcej o tym całym Redo. - zaczął Yongguk.
- Dlaczego cię to interesuje? - zdziwiłam się
- Sam nie wiem. Strasznie mnie tym zainteresowałaś.
Nie mogę mu powiedzieć... Nie wiem jak to zniesie. Muszę coś wymyślić i to prędko.

środa, 6 lutego 2013

Rozdział XI


W tym rozdziale będzie wielu bohaterów dlatego bynajmniej członkowie naszego kochanego B.A.P będą oznaczeni kolorami swoich króliczków czyli:
Yongguk – czerwony
Himchan – różowy
Daehyun – szary
Youngjae – żółty
Jonguo – zielony
Junhong – niebieski

~***~
- Eunmi nie denerwuj się. On tak zawsze. Delikatność czy wyczucie to dla niego pojęcia obce. – odezwał się Youngjae.
- Dziwię się jak wy z nim wytrzymujecie…
- Uwierz mi, że my też jesteśmy zaskoczeni. – zaśmiał się Bang.
- Ja nadal tu jestem! – oburzył się Himchan.
Wyglądali jak jedna wielka rodzina. Blond rodzina.
- Tak właściwie to dlaczego wyciągacie mnie z mojego ciepłego domu w ten chłodny dzień?
- Chcielibyśmy ci pokazać pewne miejsce.
- Mianowicie jakie?
- Powiedzmy, że to niespodzianka.
Nie wiedziałam czego się miałam spodziewać. Kto wie co im po głowach chodzi.
- Nie przejmuj się to nic strasznego. – zapewnienia Youngjae w jakiś sposób mnie uspokoiły.
- Chodźmy już! Miałem nadzieję, że po naszej niespodziance, pójdziemy coś zjeść. Umieram z głodu.
- Ty to byś mógł nas wszystkich zjeść i tak byłbyś głodny.
- Ciebie to bym palcem nie tknął…
- Podobnie jak większość dziewczyn.
- Ja wam dam!
Wybuchnęliśmy  śmiechem. To była naprawdę zabawna sytuacja. Jeżeli mieli zamiar się tak częściej najprawdopodobniej będę uśmiechać się częściej. Szliśmy rozbawieni, a czas płynął nam niemiłosiernie szybko. Zapowiadało się wspaniale ale bądźmy realistami. Aż takiego szczęścia to ja nie mam.
Przechodząc obok jednego ze starych budynków mieszkalnych, ktoś nas zaczepił.
- Proszę, proszę, nasza księżniczka zawitała w nasze skromne progi. – odezwał się znajomy mi chłopak.
- Co ty tu robisz Lee?
Byłam zdziwiona jak nigdy. Długo się nie widzieliśmy.
- Błądzę. Można powiedzieć, że szukam szczęścia.
- Ktoś odszedł i szukacie nowych rekrutów?
- Tak… tyle, że nikt nie odszedł. Słabeusze na walkach umierają, a przez to nie ma nikogo godnego uwagi. Nasze społeczeństwo schodzi na psy.
- Nie dramatyzuj. Powinieneś pamiętać, że nie każdy od razu będzie taki jak ty czy Redo.
- Albo ty. W sumie to jedynie z Redo miałaś problemy. Wielka szkoda, że odeszłaś.
- Ze mną czy beze mnie, sala cierpienia raczej dużo się nie zmieniła. – westchnęłam.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz. Sala Cierpienia traci swój urok, a Krwawa Arena zamiast gościć ludzi z pasją, żądnych walki musi znosić słabeuszy, którzy jedynie błagają o litość. Brak słów. – powiedział zażenowany.
- Hierarchia tylko się umacnia, nie uważasz?
- Może masz rację Eunmi. Wybacz, ale muszę już iść. Poza tym jak widzę ty też masz ciekawsze zajęcia. – puścił mi oko – Odwiedź nasz jeszcze kiedyś.
Lee wyminął nas zwinnie nawet się nie odwracając. Zauważyłam, że moi towarzysze bardzo uważnie mi się przyglądają.
- Kto to był? – zapytał Jongup.
- Stary znajomy. – odpowiedziałam.
Spojrzeli po sobie.
- Arena? Sala? O co tu chodziło?
- To… to długa historia. – spuściłam wzrok.
- Nie spieszy nam się. – powiedział Himchan.
- Naprawdę chcecie o tym słuchać? – zapytałam niepewnie.
- Jeśli nie chcesz nie musisz o tym mówić.
- Nie o to chodzi. To dość dziwna historia.
- Chętnie posłuchamy, prawda?
- Tak! – odpowiedzieli chórem.
- Niech wam będzie. Wszystko zaczęło się jakieś półtorej roku temu. Przez moje zachowanie nie trudno się domyśleć, że byłam typem odludka. Uważano mnie za osobę dziwną i niezbyt odpowiednią na towarzysza. Szukałam jakiegoś zajęcia i tak natrafiłam na trop walk na Arenie. Wtedy zaczęła się moja „przygoda”. Niby nic w tym dziwnego poza paroma szczegółami. Pierwszym z nich był fakt, że na arenie mogą walczyć tylko mężczyźni. Co robicie takie oczy? Nie od zawsze wyglądam jak wyglądam. Byłam typem chłopczycy więc nie było z tym większego problemu.
- Nie zorientowali się?
- Nie. Przez cały czas byli przekonani, że jestem chłopcem.
- Ale twój głos, no i… wiesz.
- Chodzi wam o mój biust? Nie łatwo było go kompletnie ukryć to fakt, ale miałam swoje sprawdzone sposoby. Jeśli chodzi o głos to wymówka „spadaj, mam mutację” zawsze działała. Uwierzcie mi to było mało ważne. Liczyło się to, żebym potrafiła walczyć.
- Na czym polegały te całe walki? – zapytał Himchan.
- Hyung… walki to walki. Tu nie ma większej filozofii.
- Nie do końca. Himchan-ssi ma po części racje. Nie zawsze dochodziło do rękoczynów. Tu chodzi o wygraną. Oszukuj, wyzywaj, bij, rób co chcesz byleby wygrać.
- To trochę nie fair. Czemu to ma służyć?
- Szacunek. Respekt. Poczucie, że nie jest się nikim. – powiedziałam spoglądając w niebo. – Walczyłam tam przez prawie rok aż w końcu osiągnęłam swój cel i pokonałam wcześniej wspomnianego Redo. Jest on najbardziej doświadczonym i najprawdopodobniej najsilniejszym z nich.
- A nasza silna Eunmi bez problemu go pokonała.
- Pokonałam go dopiero za czwartym razem i jeśli mam być szczera to czystym przypadkiem. Jednak jak sobie przysięgłam tak zrobiłam. Kiedy ogłoszono moją wygraną, przyznałam się do swojej prawdziwej płci i wywołałam przez to burzę sprzeciwów. Twierdzono, że walka powinna zostać unieważniona, a mnie powinno się od razu zabić.
- Co?!
Oburzenie i krzyk.
- Dziewczyny nie mają tam wstępu, a tu nie dość, że jakimś cudem się tam dostaje to do tego bierze udział w tej chorej zabawie i wygrywa z czempionem areny. To nie mogło mi ujść płazem. Mimo to były osoby, które się za mną wstawiły i głównie to uratowało mi życie. Oczywiście od razu zrezygnowałam z walczenia na arenie i tak znalazłam się tutaj.
- Woa! Coś niesamowitego!
- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj. – spojrzałam na niego.
- Ten cały Redo… to przez niego masz czerwone włosy?
- Nie są czerwone! Są bardziej wiśniowe. Ale tak. To swego rodzaju pamiątka po tym wszystkim.
- A twoi rodzice?
- Nadal nic nie wiedzą. A włosy tłumaczą sobie młodzieńczym buntem. – wzruszyłam ramionami.
Zapadła chwila ciszy. Wszyscy spoglądali po sobie. Milczenie przerwało burczenie w brzuchu Daehyuna.
- Mówiłem, że jestem głodny! – powiedział cały czerwony.
- Odpuśćmy sobie tą niespodziankę. Kiedy indziej pokażemy ci to miejsce, a teraz chodźmy bo Daehyun umrze z głodu.
- Um, chodźmy! – zgodziłam się.
Poszliśmy do knajpki, do której poszłyśmy z Hyorin we wtorek po lekcjach.  Usiedliśmy przy jednym wielkim stoliku. Siedziałam pomiędzy Himchan’em, a Daehyun’em. Zamówiliśmy jedzenie po czym zaczęliśmy rozmawiać kiedy nagle poczułam jak ktoś nam się przygląda. Znałam tą osobę.

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział X

I tak oto pojawił się dziesiąty rozdział! Jesteście ze mną już przez 2 miesiące. Ponad 1900 odsłon bloga, na chwilę obecną 62 komentarze. Nawet nie wiecie jak się cieszę. Mam nadzieję, że moje opowiadanie wciąż będzie wam się podobać, a jeśli macie jakieś uwagi (zarówno te dobre jak i złe) to piszcie je w komentarzach.
Dzisiejsza notka to głównie dialog...
Mam nadzieję, że nie zanudzę was na śmierć~


~***~

Nie wierzyłam własnym oczom.  Co on tutaj robił?
- Cześć Eunmi. Nie było cię w szkole przez ostatnie dni więc przyniosłem ci zeszyty, żebyś nie miała zaległości.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Skąd ta nagła zmiana nastawienia? Czemu po tym wszystkim, on jakby nigdy nic tu przychodzi… i to pod pretekstem zaległych lekcji?
Chwila? Skąd on w ogóle wie gdzie ja mieszkam?!
- Yang, wszystko w porządku? - zapytał zdziwiony.
- Tak... Jak mnie nazwałeś?
- To twoje nazwisko. Jakiś problem?
- Nie, tylko nikt wcześniej tak do mnie nie mówił. - odpowiedziałam.
Zakłopotanie.
- Nie ważne. Mam nadzieję, że będziesz w poniedziałek w szkole. Wtedy oddasz mi zeszyty.
Przebłysk.
- Może wejdziesz?
Co ja właśnie powiedziałam? Nie! Wcale nie chcę, żeby wchodził!  Kogo ja oszukuję...
Przecież to był Choi Junhong. Chłopak, który już pierwszego dnia wywołał we mnie takie rozerwanie emocjonalne, że sama dziwiłam się jak jedna osoba może tak oddziaływać na drugą.
- Nie sądzę, żeby twoi rodzice chcieli widzieć kogoś takiego jak ja  w swoim domu. 
"Kogoś takiego jak ja"? O co mu chodziło?
- Nie krępuj się! - usłyszeliśmy.
Czemu z kanapy jest idealny widok na drzwi? Dlaczego?!
Wydawało mi się jakby moja mama to wszystko zaplanowała. Naprawdę.
- Skoro już dostałeś oficjalną zgodę to może zmienisz zdanie? - uśmiechnęłam się.
Niepewnie się zgodził. Był inny. Jeszcze kilka dni temu był dla mnie obojętny i nie wyglądał, żebym go w jakikolwiek sposób obchodziła, a dzisiaj jakby się o mnie martwił, przyszedł do mnie pomóc mi w lekcjach.
Śmierdzi mi to lekką paranoją.
Chyba jednak za dużo myślę.
Kiedy już wszedł do domu moi rodzice spojrzeli na nas rozbawieni. Posłałam im jedno z moich zabójczych spojrzeń, ale zamiast wyglądać strasznie musiałam wyglądać komicznie więc sobie odpuściłam.
Zaprowadziłam Junhong'a do mojego pokoju.
- Woah! Twój pokój jest...
- Przepraszam, powinnam była tu posprzątać. - przerwałam mu.
- Nie przejmuj się. W porównaniu do mojego to tutaj jest prawdziwy porządek. Chodziło mi o tą ścianę.
No tak. Jedna ze ścian w moim pokoju była zapełniona rysunkami, tekstami piosenek i tak dalej. Zaczęłam jakieś 2 lata temu kiedy w końcu przemalowano mi ścianę, a teraz zostało na niej niewiele miejsca.
- Chcesz coś narysować? – zapytałam.
- Co?
- Rzadko kiedy ktoś do mnie przychodzi. Będzie mi miło jeśli zostanie mi coś bynajmniej po tobie. - powiedziałam niepewnie.
- Mówisz trochę tak jakbym miał umrzeć.
- Wybacz. Czasem mówię w bardzo dziwny sposób. - podrapałam się po głowię.
Naprawdę to, aż tak źle zabrzmiało?
- Będę musiał się przyzwyczaić. To co? Dostanę jakieś mazaki?
Czyli jednak się podpisze? Mogłam zaprzeczać do woli, ale ucieszyłam się. Od dawna nikt nie zrobił dla mnie czegoś tak miłego. No dobrze. Od dawna nikt nie zrobił dla mnie czegokolwiek miłego...
Podeszłam do szafki przy biurku i wyciągnęłam z niej mazaki po czym podałam mu je.
- Proszę.
- Mam narysować coś konkretnego? Kotka, misia, a może kolejnego pokemona? - zaśmiał się wskazując na Pikachu na mojej ścianie.
- Czy ty właśnie się ze mnie nabijasz? - zachichotałam.
- Nie, wcale... - znalazł trochę miejsca na ścianie i zaczął coś rysować. - Wiesz Yang, jesteś zupełnie inna w domu niż w szkole.
- Co masz na myśli?
Nie bardzo rozumiałam. Nigdy jakoś specjalnej różnicy nie zauważyłam.
- Wydajesz się być bardziej pogodna. - powiedział nie przerywając rysowania.
- Tu nie muszę być nikim innym. To mój świat.
- Więc tu nie zachowujesz się jak jakiś morderca?
Nie powinien był o to pytać. Spuściłam wzrok i usiadłam na łóżku podkurczając nogi. To zabolało.
- Po to tu właściwie przyszedłeś? Żeby mi przypomnieć o tym co się stało? Żeby mi powiedzieć jakim dziwadłem jestem? - zapytałam bez uczuć.
- Nie... Przepraszam. Nie to miałem na myśli. - powiedział cicho.
- Nie musisz być dla mnie miły. Możesz mi powiedzieć jakim to potworem jestem i po prostu wyjść.
- Masz mnie za kogoś kto mógłby zrobić coś tak bestialskiego?
Jego spojrzenie. Takie przygnębione.
- W takim razie po co tu jesteś?
Odpowiedziała mi cisza. Schowałam twarz w dłoniach, aż nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie.
- Nie wyglądałaś najlepiej...  no wiesz, wtedy. Później nie było cię w szkole, a reszta mówiła jedynie o tym.
- Reszta? Martwili się o mnie? – spojrzałam na niego.
- I to jak. Kiedy tylko następnego dnia cię nie było wszyscy zaczęli się obwiniać, że  gdyby wtedy nie poszliby pod szkołę to najprawdopodobniej nic by się nie wydarzyło.
- To tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym za wami nie poszła to nic by się nie stało, a tak mamy to co mamy.
Przymrużyłam oczy by nie dać upustu emocjom.
- To było... dziwne. Sama musisz przyznać, że kiedy ktoś wyglądający tak niepozornie jak ty, robi coś takiego to dość niezwykłe.
Bacznie mu się przyglądałam. Rzeczywiście nie wyglądał jakby chciał mnie w jakiś sposób urazić.
- Nie ma w tym nic niezwykłego. To przerażające. - powiedziałam kładąc brodę na swoich kolanach.
- Mimo wszystko dziękuję.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Za co on mi niby dziękował?
- Gdybyś się wtedy nie pojawiła, nie wiem co by się stało. Ostatecznie skończyło się na paru siniakach.
- Nie masz mi za co dziękować... zrobiłam tylko niepotrzebne zamieszanie, a do tego pewnie zraziłam was do siebie.
- Wręcz przeciwnie! Youngguk hyung powiedział, że to było coś czego jeszcze nie widział. Przyznał, że to było nieco straszne, to fakt, ale stwierdził też, że nieźle ich nastraszyłaś i na pewno już się tutaj nie pojawią więc w gruncie rzeczy to jest ci wdzięczny.
Ciepło.
- Nie chciałabyś wiedzieć co powiedział Himchan dlatego ci tego oszczędzę. - roześmiał się.
Mogłam sobie wyobrazić co ten... co Himchan-ssi powiedział.
- Tak chyba będzie lepiej. Wybacz, że zapytam, ale skąd w ogóle wiedziałeś gdzie mieszkam? - zapytałam podejżliwie
- To nie było trudne. Himchan hyung odwrócił uwagę sekretarki, a ja zakradłem się do dokumentów szkolnych i spisałem adres. Poza tym Youngguk hyung wspomniał, że mieszkasz gdzieś niedaleko tego starego placu zabaw więc nie trudno było cię znaleźć.
- Nie będziecie mieli przez to kłopotów?
- Póki nikt się nie dowie, nie. Mam nadzieję, że nie popełniłem błędu mówiąc ci o tym. - spojrzał na mnie niby groźnie. - Wracając jednak do tematu, mogę o coś zapytać?
- Nie krępuj się.
- Co to właściwie było? Mam na myśli, co się stało, że tak zareagowałaś? Jakby coś w ciebie wstąpiło.
- I tak byś mi nie uwierzył. – pokręciłam głową.
- Przekonaj się. - delikatnie mnie szturchnął.
- Nic we mnie nie wstępuje tylko to coś "mieszka" we mnie od dłuższego czasu. Nie wiem dlaczego dotyczy to mnie, ale tak już po prostu jest. - wzruszyłam ramionami.
- Mieszka w tobie? Jakby druga ty?
- Nie, nie. To na pewno nie kobieta… nie patrz tak na mnie, nie choruję na schizofrenie. - odpowiedziałam rozbawiona.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Nie przejmuj się tym. - uśmiechnęłam się. - nikt tego nie rozumie.
- Może jednak spróbuje. Z tego co powiedziałaś to jakaś energia, demon, druga podświadomość, czy coś takiego jest w tobie i powoduje, że pod wpływem emocji reagujesz tak, a nie inaczej?
- Nie tylko. Czasem ze mną rozmawia.
- I co mówi?
Spojrzałam na swoje dłonie. Powinnam mu o tym mówić? Przecież to absurdalne.
- To co wszyscy. - powiedziałam.
- Niezbyt miłe to coś.
- Czyli mi wierzysz?
- To chyba najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem, Yang. A słyszałem już naprawdę wiele. Ale z drugiej strony, ty do normalnych ludzi nie należysz więc nie mam podstaw, żeby ci nie wierzyć.
To było coś niezwykłego. Ktoś kto praktycznie poznał mnie od mojej najgorszej strony, nie dość, że siedzi obok mnie to do tego przyznał, że wierzy w moje słowa. Nikt nigdy tego nie zrobił, aż do tej chwili. Nie mogłam na to nic poradzić, ale po moich policzkach ponownie zaczęły spływać łzy. Te jednak nie były takie jak tamte. To były łzy wzruszenia.
- Co złego powiedziałem? – zapytał zakłopotany.
- Co ty wygadujesz?
- No przecież płaczesz.
- Ale to ze wzruszenia. – powiedziałam śmiejąc się przez łzy.
- Byłem wstanie zrozumieć fakt, że coś sobie w tobie pomieszkuje, ale przyziemskich zachowań dziewczyn nigdy nie zrozumiem.
- Po prostu nie przywykłam do tego, że ktoś jest dla mnie, aż tak miły. – powiedziałam jednym tchem.
- Powinnaś się z tego cieszyć, a nie płakać.
- Um, masz rację. – wytarłam dłońmi twarz.
- Powinnaś przestać martwić się tym co było. Popełniłaś kilka błędów, ale to nie czyni z ciebie potwora. Zapomnij o przeszłości i zacznij w końcu doceniać to co masz teraz.
- Jesteś inteligentniejszy niż mi się wydawało.
- Czyli co, wyglądam na głupiego? – oburzył się.
- Tego nie powiedziałam. – zaprzeczyłam.
- Ale to zasugerowałaś!
- Nie insynuuj mi rzeczy których nie powiedziałam!
- Zastanawiam się dlaczego ja cię właściwie lubię, Yang.
- Lubisz mnie? - zapytałam, a moje oczy znowu musiały być wielkie jak monety.
- Nie zadawaj niezręcznych pytań. Nie będę się dwa razy powtarzał.  - powiedział po czym odwrócił wzrok.
Już miałam coś powiedzieć kiedy nagle zadzwonił jego telefon. Odebrał, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Yang, mogłabyś teraz gdzieś wyjść?
- Teraz? O tej porze?
- Nie daj się prosić, odprowadzimy cię.
Odprowadzimy? Co oni kombinują?
- Niech będzie tylko musiałabym się przebrać.
- Poczekam za drzwiami.
Jak powiedział tak zrobił.
Przez chwilę zastanawiałam się co właściwie mnie czeka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakieś ubrania. Zaczęłam się przebierać. Nie wiadomo skąd usłyszałam hałasy. Odwróciłam się w stronę okna. Oni już na mnie czekali… I właśnie wpatrywali się w moje okno z głupimi uśmieszkami na twarzach, a ja paradowałam po pokoju w samym staniku. Pięknie! Moja twarz zrobiła się cała czerwona. Niczym poparzona zasłoniłam rolety. Ubrałam szybko koszulkę, założyłam jakąś bluzę i wybiegłam z pokoju. Złapałam Junhong’a za rękę i pociągnęłam go w stronę drzwi. Rzuciłam tylko krótkie "wychodzę, będę później" po czym wyszliśmy z domu.
Nie odezwałam się ani słowem. Czułam jak właśnie palę się ze wstydu.
- Ani słowa. - powiedziałam patrząc na czubki moich butów.
- Oh Eunmi to żaden wstyd. Nie jeden sta... - odezwał się Himchan.
- Spróbuj dokończyć to zdanie, a obiecuję ci, że nic więcej nie powiesz przez następny tydzień! - przerwałam mu.

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział IX

Łzy zamazywały mi wszystko co widziałam, a mimo to nie zatrzymałam się ani na chwilę. Biegłam ile sił w nogach.
To coś się budzi i takie są tego efekty. Zawsze przebiega to tak samo. Coś wyjątkowo mnie dotyka, oczy zaczynają mnie piec, ten dziwny dreszcz i oderwana od rzeczywistości, kompletnie zapominam o tym co dzieje się dookoła mnie. Jak to wygląda po mojej stronie? Czuję wtedy nieprzyjemny chłód. Jakby moje ciało traciło całe swoje ciepło. Nie widzę prawie nic. Jedynie moja potencjalna ofiara jest dla mnie wyraźna. Każda krawędź jej ciała jest jak czarna plama atramentu na białej kartce. Dlaczego? Wtedy najważniejsze dla mnie jest wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia.
Mam tak naprawdę odkąd pamiętam. Wystarczy, że ktoś próbuje skrzywdzić kogoś w moim otoczeniu.
- Przestań się tym zadręczać. To moja wina. - odezwał się głos w mojej głowie.
- Znowu ty? – zapytałam kręcąc głową.
- Nie chciałem ci sprawić kłopotów.
- Ale to zrobiłeś. Zadowolony?
-To nie moja wina!
Złapałam się za głowę. Ten hałas. To bolało.
- Może mi powiesz, że to moja?
- Owszem. Wciąż nie panujesz nad emocjami…
- Nawet nie próbuje tego mówić.
- Wciąż jesteś słabym człowiekiem Eunmi. Jesteś niczym tak jak kilka lat temu tak i teraz nic się nie zmieniło!
- Przestań! – krzyknęłam.
Nie odezwał się do mnie już tego dnia.
Chodziłam po pokoju w tę i we w tę, leżałam na łóżku oparta nogami o ścianę, wpatrując się w sufit, przeglądałam programy telewizyjnie kompletnie nie skupiając się na tym co właściwie było emitowane.
Niezależnie od tego co robiłam nie mogłam zapomnieć o tym co dzisiaj się stało.  Łzy ponownie przepełniły moje oczy. Co ja takiego zrobiłam? Jak mogłam być taka głupia?
Jednego byłam pewna. Szybko im się na oczy nie miałam zamiaru pokazać. Nie mogłabym. Bo właściwie co ja bym im powiedziała? „Hej, wiecie przepraszam za tamto. Jakoś tam mnie opętało”? To chyba najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam.
Byłam sobą rozczarowana. To coś we mnie ma rację. Nadal jestem słaba i nic niewarta. Chciałam to zmienić… nadal chcę! Niestety za nic nie potrafię.
Nie miałam zamiaru iść jutro do szkoły. Musiałam coś wymyślić.
W nocy kiedy już wszyscy spali, poszłam do łazienki w wiadomym dla mnie celu. Nienawidziłam tego robić, ale za nic nie chciałam wychodzić z domu następnego dnia. Wzięłam swoją szczoteczkę do zębów i wkładając jej koniec do ust zaczęłam drażnić swoje gardło. Nie długo musiałam czekać na oczekiwany efekt. Wiedziałam, że moja mama jest na to strasznie wyczulona i zaraz będzie w łazience.
Nie myliłam się.
- Eunmi,  znowu wymiotujesz? – zapytała mama zatroskanym głosem.
Jedynie przytaknęłam.
- Jakaś taka blada jesteś. I do tego masz gorączkę! Do łóżka, ale już. Nie mogę dzisiaj wziąć wolnego…
- Poradzę sobie sama. – powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Na pewno?
- Um. Dam radę.
- Niech będzie, ale masz dzwonić do mnie do godzinę, a teraz spać.
Smętnym krokiem wróciłam do pokoju. Z tym okropnym posmakiem w ustach, położyłam się do łóżka. Pomimo wszystkiego, triumfalny uśmiech zawitał na moją twarz. Nie było to przyjemne, ale osiągnęłam cel. Nie idę jutro… dzisiaj do szkoły i znając moją mamę pewnie do końca tygodnia nie będę musiała iść.
Następnego dnia obudziłam się później niż zwykle co było dla mnie nieco zaskakujące. Wstałam z łóżka jakby nigdy nic. Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, wyciągnęłam swój zeszyt i zaczęłam zapisywać wszystko co mi się przez te dwa dni zdarzyło. Opisałam wszystko bardzo szczegółowo. Mój nastrój z sekundy na sekundę się zmieniał. Uświadamiało mnie to jak wiele mi się przytrafiło. Chyba nikt nie przeżył tyle w tak krótkim czasie. Poznałam wielu wspaniałych ludzi… i właśnie miałam ich stracić. Przez swoje dziwne zachowanie miałam stracić wszystko co miałam. Historia lubi się powtarzać.
Rzuciłam zeszytem w kąt. Wstałam i poszłam do łazienki.
Spojrzałam w lustro. Mizernie to wyglądało. Odwróciłam spojrzenie od lustra i wyszłam.
Będąc w kuchni otwierałam lodówkę, spoglądałam na jej zawartość nawet nic z niej nie wyciągając kilka razy. Chodziłam z pokoju do pokoju aż w końcu wróciłam do własnego i położyłam się do łóżka. Już wiedziałam. Ogarnęła mnie kompletna melancholia.
Mój wczorajszy „wyczyn”… Czemu ja właściwie to  zrobiłam? Zaczynałam się co właściwie kieruje moją podświadomością. Równowagą emocjonalną to bym tego nie nazwała. Flegmatykiem nie byłam. Nie mogłam o sobie powiedzieć, że jestem osobą o wysokiej samokontroli jak widać. Poza tym flegmatyk kieruje się głównie mózgiem, a ja raczej tego nie przemyślałam. Cholerykiem? Nie jestem agresywna na co dzień. Nie podskakuję byle komu, a „żółć mnie nie zalewa”. Nie palę się do jakiejkolwiek dominacji czy władzy więc to też odpada. Melancholikiem bywałam od czasu do czasu, a sangwinik umarł już we mnie bardzo dawno temu.
Jestem błędnym kołem. Introwersja, neurotyczność, ekstrawersja… to wszystko kumulowało się we mnie powodując, że nie wiedziałam już kim właściwie jestem. Każdego dnia, w każdej sytuacji czułam się „nie sobą” i teraz już wiedziałam dlaczego. 
Mętlik.
Więc nie jestem „nikim” tylko po prostu muszę odkryć kim jestem, a to może być trudne.
Przerwał mi dzwonek telefonu. To była mama.
- I jak się czujesz?
- Powiedzmy… póki co leżę w łóżku i myślę.
- O czymś konkretnym?
- O sobie. Oh, mamo mogę mieć do ciebie prośbę?
- Słucham.
- Znasz jakieś książki o naukach Hipokratesa?
- Krew, żółć, śluz i te rzeczy? – zapytała podejrzliwie.
- Dokładnie.
- Niestety nie.
- Mamo, bardzo proszę… a jak powiem, że to z pewnością poprawi mój stan zdrowia? – mówiłam błagalnym głosem.
- Co to ma do rzeczy?
- Salus aegroti suprema lex – zdrowie chorego najwyższym prawem. – odpowiedziałam dumna.
- Spryciula. Niech ci będzie. Postaram się coś dla ciebie znaleźć.
- Dziękuję.
- Nie ma za co i proszę zjedz coś.
- Skąd ty… - zdziwiłam się.
- Zmieniałam ci pieluszki, przeżywałam twoje ząbkowanie, uczyłam cię chodzić i mówić, a potem żałowałam tego przez następne 15 lat. – śmiała się.
- To fakt. – również się zaśmiałam.
Rozłączyłam się. Ona chyba najwięcej przeze mnie wycierpiała. Matka. Choć byłam strasznym dzieckiem, ona wciąż przy mnie była. Krzyczałyśmy, kłóciłyśmy się, ale nadal byłyśmy ze sobą blisko. To coś dziwnego. Raz śmiałyśmy się jak najlepsze przyjaciółki, a innym razem doprowadzałyśmy się do płaczu.
Mój telefon znowu zaświecił. To był sms od Hyorin.
„Czemu nie ma cię w szkole?”. Czyli ona nie wie? Nie powiedzieli jej? Czyli jest jeszcze dla mnie nadzieja.
„Chyba grypa żołądkowa. Nie będzie mnie do końca tygodnia” odpisałam.
Odpowiedzi nie otrzymałam.
Do końca dnia nic już się nie działo. Tak samo w czwartek jak i piątek.
Środa - cisza.
Czwartek - nicość.
Piątek - pustka.
Piątkowe południe spędziłam w pokoju tak jak to robiłam zawsze. Miałam zamiar powtórzyć materiał, który był na lekcjach pod moją nieobecność. Wzięłam książki do ręki i usiadłam na łóżku kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Z początku myślałam, że to ktoś do rodziców więc nawet nie zareagowałam.
- Eunmi ktoś do ciebie! – usłyszałam krzyk z dołu.
Do mnie?
- Już idę! – krzyknęłam.
Odłożyłam książki i odgarniając włosy zeszłam po schodach.
- Kto to? – zapytałam.
- Idź i zobacz. – odpowiedziała mama.
Zdezorientowana, podeszłam do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam.
Otworzyłam je i zamarłam.
To nie mogła być prawda.