poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XXV

Po długiej przerwie powracam. Jestem po egzaminach więc mam teraz więcej czasu na pisanie. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego tak samo jak ja. Jeszcze raz przepraszam za tak długą przerwę, ale musicie zrozumieć, rodzice ;)
Pisałam ten rozdział aż do 1 nad ranem dzisiejszego dnia więc jeżeli wkradły się jakieś literówki to piszcie.


~***~



Mijały tygodnie. Powoli przyzwyczajałam się do nowej szkoły. Mimo tego nadal czułam się jak nad przepaścią. To uczucie, że wystarczy zaledwie jeden błąd, a mogę stracić wszystko. Musiałam naprawdę uważać na wszystko co robię. Nie chciałam się też nikomu narażać więc ten kwietniowy dzień postanowiłam spędzić w szkolnej bibliotece. Miałam nadzieję, że nikogo poza mną tam nie zastanę, bo kto w obecnych czasach jeszcze chodzi do bibliotek? Dzisiejsza młodzież, nie tylko ta z Seulu za nic ma sobie spokój. Wolą chodzić do pasaży handlowych lub podrabiać legitymacje szkolne by wpuszczono ich na dyskoteki, na których upijają się w trupa gdyż tak teraz wygląda ich interpretacja słowa zabawa. Młodym być więcej nic. Tak teraz można by było określić większość moich starych znajomych. To przykre. Dobrze, że się przeprowadziłam. Miałam już dość tamtego towarzystwa. Pomijam już wszystkich zboczeńców, z którymi musiałam się uporać. Mężczyźni, którzy zamiast odnosić się do kobiety z szacunkiem, wołają "Ej laleczko, ile za nockę?". 
Przez takie właśnie sytuacje jeszcze do niedawna odczuwałam wstręt do mężczyzn. Wydawało mi się, że kobiety są dla nich jedynie obiektem seksualnym. Jestem człowiekiem, który raczej stroni od kontaktów fizycznych. Jeżeli osoba, której nie ufam próbują mnie dotknąć, zachowuję się co najmniej dziwnie.
Dźwięk alarmu wyrwał mnie z głębokiego snu powodując, że moja zmęczona twarz doznała bliskiego spotkania z zimnymi panelami. Po wielu nieudanych próbach podniesienia się z podłogi w końcu mi się udało. Zapowiadał się chłodny i deszczowy dzień. Szare chmury spowiły całe niebo nie pozwalając nawet najmniejszemu promykowi słońca na przedostanie się przez tę powłokę. Może to zabrzmieć dziwnie, ale naprawdę lubię takie dni. Słońce nie praży mojej delikatnej, bladej cery, mogłam spokojnie ubierać dłuższy rękaw, który skutecznie zakrywał moje blizny, nie pocąc się przy tym niczym świnia. Idealnie.
Otworzyłam okno. W nocy musiało padać, ponieważ w powietrzu unosił się zapach mokrej trawy. Niechętnie ruszyłam do łazienki. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Czekałam, aż para wypełni całe pomieszczenie, po czym weszłam pod prysznic, pozwalając kropelkom wody rozbudzić komórki mojego ciała. Ta przyjemność trwała nie więcej niż dziesięć minut. Otulając się ręcznikiem moje ciało przeszedł dreszcz. Wystarczyło otworzyć drzwi by zimne powietrze podrażniło moją skórę.  Szybkim krokiem przeszłam z łazienki do pokoju. Przypominając sobie jedno zdarzenie, jeszcze raz spojrzałam na okna by mieć pewność, że żaluzje są zasłonięte. Co by było gdyby ktoś chciał po mnie przyjść, spojrzał w moje okno, a ja tym razem zamiast paradować w bieliźnie, biegałabym po pokoju w ręczniku, albo co gorsza nago?
Po ubraniu mundurku czas się spakować. Był piątek więc stwierdziłam, że nie muszę brać ze sobą wiele. Chwyciłam za potrzebne zeszyty i wcisnęłam je do mojej torby. Przewiesiłam ja przez ramię i zeszłam do kuchni. Rodziców jak zwykle nie było. Zrywali się o absurdalnie wczesnej porze i wychodzili do pracy. Szaleństwo. Łapiąc jakiś pełnoziarnisty batonik do ręki, wybiegłam z domu. Nie był to najlepszy wybór. Już po pierwszym gryzie musiałam powstrzymywać odruch wymiotny.  Zastanawiam się, czy tylko ja mam takie cholerne szczęście?
Gdy dotarłam już na miejsce zauważyłam dużych rozmiarów szyld, na którym widniała informacja o dniu otwartym szkoły. Czy kwiecień to trochę nie za wcześnie? Dzień ten miał być w przyszłą sobotę. Jeśli będę musiała być obecna to szkoła straci kilka okien. Obiecuję.
Lekcje jak to w piątek minęły mi wyjątkowo szybko. Po ostatniej lekcji, którą był angielski od razu skierowałam się do wyjścia, co nie było specjalnie trudne gdyż siedziałam w ostatniej ławce razem z Hyorin.
- Nie idziesz do domu? – zapytała zdezorientowana Hyorin.
- Wpadnę jeszcze do biblioteki. Potrzebuję jednej książki.  – uśmiechnęłam się.
Zdziwiłam się kiedy wchodząc do biblioteki zauważyłam kogoś siedzącego przy jednym ze stołów.  Był to chłopak najprawdopodobniej z drugiej klasy. Miał krótko ścięte, czarne włosy. To wszystko co mogłam stwierdzić gdyż jego twarz była skryta za okładką jakieś książki fantastycznej. Nie chcąc mu przeszkadzać zaczęłam szukać tego czego potrzebowałam. Rozglądałam się, przesuwałam,  przechodziłam obok tych samych półek i nic.
- Może ci pomóc? – usłyszałam za sobą.
Odruchowo się odwróciłam. Teraz mogłam się bliżej przyjrzeć wcześniej siedzącemu chłopakowi. Był mniej więcej w moim wzroście. Przeciętny koreański uczeń drugiej klasy liceum.
- Właściwie to szukam czegoś ciekawego. Czegoś o aniołach, demonach i takich rzeczach.
- Rozumiem. – powiedział po czym jakby się zastanawiając podszedł do jednej z półek. Podał mi niezbyt grubą książkę w twardej okładce. - To powinno cię zainteresować. Autor spogląda na stworzenia pozaziemskie takie jak anioły, czy demony rzekomo bardziej przychylnie. Chociaż wydaję mi się, że i tak to był zagorzały katolik nie mający własnego punktu widzenia. Jest bardzo stronniczy mimo iż temu zaprzecza. Z resztą sama to ocenisz.
- Bardzo dziękuję.
- Zawsze do usług.
Usiadłam przy stole i otworzyłam książkę. Już po przeczytaniu kilku zdań mogłam wywnioskować, że ten chłopak miał całkowitą rację. Anioły są uosobieniem dobra i wspaniałości, a demony to nic niewarte bestie. Świetnie. Mimo to postanowiłam czytać dalej. A nóż dowiedziałabym się czegoś nowego.  Nie było mi to jednak dane. Nagle moje skupienie zostało przerwane prze głośną muzykę najprawdopodobniej dobiegającej z sali gimnastycznej.
- Naprawdę dyrekcja powinna była się lepiej zastanowić, umieszczając bibliotekę niedaleko sali gimnastycznej. Co tydzień to samo.
- Co tam się dzieje?
- Lekcje tańca sobie urządzają. Niektóre pierwszaki powinny się uspokoić. Oni szczególnie.
- Oni to znaczy kto?
- Idź i sama się przekonaj.  – powiedział beznamiętnie.
Stwierdzając, że właściwie nie mam nic do stracenia odłożyłam książkę na jej miejsce i wyszłam z biblioteki kierując się do źródła dźwięku. Uchyliłam lekko ciężkie drzwi i zajrzałam przez nie. To co zobaczyłam kompletnie mnie sparaliżowało.  Jongup i Junhong… oni tańczyli?
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.  Czegoś takiego się nie spodziewałam.  To był niezwykły widok. Ta dwójka tańcząca do piosenki Chrisa Browna. Jak jedno, a jednak ich ciała były różne. Było widać, że mimo iż teraz tańczyli razem nie specjalizują się w tych samych stylach. 
Wpatrywałam się w nich jak w jakieś bóstwa. Każdy ich mięsień pracował teraz w stu procentach. Każdy ich ruch dopracowany do ostatniego cala. Wiedziałam, że tańczą, ale nie, że aż tak dobrze. Dotarło do mnie, że jesteśmy na kompletnie innych poziomach. Ja tańczyłam zaledwie dobrze. Nie byłam najgorsza, ale do tego to było mi daleko. Ciekawe ile już trenują?
Muzyka ucichła, a oni usiedli na ziemi głośno wzdychając. Pot spływał po ich czołach, a powietrze wydawało się być gęstsze niż mgła.
- Nigdy więcej. – powiedział Junhong kładąc się na podłodze.
- Musimy jeszcze trochę popracować. Nadal widzę kilka niedociągnięć. – odpowiedział Jongup wpatrując się w młodszego.
- Jak dla mnie było znakomicie. – odparłam, opierając się o ścianę.
- Eunmi! Co ty tu robisz? – podniósł się Junhong.
- Miałam zamiar poczytać książkę w bibliotece, ale wspaniała melodia „Turn up the music” mi przeszkodziła.
- Znasz tę piosenkę? – zdziwił się Jongup.
- Owszem. Nie potrafię przy niej usiedzieć w spokoju. – zaśmiałam się.
- Może kiedyś powinnaś zatańczyć z nami.
- Jestem za hyung, ale nie teraz. Obecnie jestem zajęty, umieram.
- Macie ochotę na coś do picia? – zapytałam. – Zaschło mi w gardle więc wybierałam się do automatu.
- Pójść z tobą? – Zelo spojrzał na mnie tymi swoimi roześmianymi oczami.
- Nie trzeba. Odpoczywajcie. Zaraz wrócę.
Wychodząc  z sali, sięgnęłam do kieszeni by sprawdzić ile pieniędzy mam przy sobie. Nie była to jakaś pokaźna suma aczkolwiek nie mogłam narzekać. Zaledwie doszłam do automatu kiedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Jakby jakiś wybuch. Zarówno nasz roztańczony duet jak i chłopak z biblioteki przybiegli do głównych drzwi przez które można było zobaczyć chmurę dymu.
- Co tu się stało?!
- Zostańcie tutaj. – powiedziałam.
Wyciągnęłam czarną maskę, którą zawsze mam przy sobie, założyłam ją i szybko wyszłam ze szkoły tak, aby jak najmniej dymu przedostało się do budynku. Oczy łzawiły mi jak nigdy. Kto i po co to zrobił?

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział XXIV

Dziękuję wszystkim za ciepłe komentarze. Naprawdę jestem zdziwiona, że mam aż tylu czytelników. Co więcej, że mam tylu aktywnie komentujących czytelników. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy.
Pozwolicie, że szybciutko odniosę się do pewnego komentarza. Mianowicie tego dotyczącego wydania książki. Uwierzcie mi, że jest to moim marzeniem jedynak to nie takie proste. Musiałabym znaleźć sponsora (jakkolwiek to nie brzmi haha), a w późniejszym okresie również promotora, który sprawiłby, że moja książka zdobyłaby jakichkolwiek odbiorców. Gdyby to tylko było prostsze już dawno widzielibyście książki z moim nazwiskiem, na półkach w sklepach ;)

~***~

Leżałam na łóżku, wpatrując się w biały sufit. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Można powiedzieć, że ta chwila była idealna. Niczym się nie przejmowałam, byłam zadowolona i nic nie było w stanie zniszczyć mi humoru. Za oknem powoli robiło się ciemno. Ostatnimi czasy, czas płynął mi znacznie szybciej niż dawniej. Czyżby to przez zmianę otoczenia? A może przez sam fakt, że milej go teraz spędzam?
Dzwonek telefonu.
- Halo? - odebrałam bez zastanowienia.
- Cieszę się, że cię słyszę, księżniczko. Wybacz, że musiałem cię zostawić z Yonggukiem ale byłem zmuszony wrócić do domu.
- Um, nie przejmuj się tym Himchan. Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku.
- Jak najbardziej. Żałuję tylko, że nie mogliśmy dzisiaj porozmawiać.
- Rozmawiamy właśnie teraz. - zachichotałam.
- Rozmowa przez telefon to nie to samo. Chociaż z drugiej zaś strony to miło będzie posłuchać trochę twojego głosu.
- Nie ma w tym nic miłego. Brzmię jak zarzynany jeleń. - starałam się brzmieć jak najbardziej poważnie.
Najwidoczniej nie wyszło mi to tak jak tego oczekiwałam gdyż w słuchawce telefonu usłyszałam głośny śmiech.
- Oh Eunmi, Eunmi. Skąd ty wiesz jak brzmi zarzynany jeleń? - zapytał roześmianym tonem.
- To była tylko taka przenośnia. Nie sądzę, żeby taki odgłos był przyjemny, to dlatego.
- Za surowo oceniasz swój głos, Eunmi.
- Nie tylko swój głos surowo oceniam. Mam naprawdę niską samoocenę ale o tym raczej nie chcesz słuchać.
- Dlaczego? Opowiedz mi o tym. Może będę w stanie ci to wybić z głowy.
- Nie sądzę, żeby licealista chciał wysłuchiwać zażaleń swojej młodszej koleżanki o tym jaki to ma duży nos, czy też waży dużo za dużo. Oszczędzę ci tego.
- Ty ważysz za dużo? Dziewczyno błagam cię. Widziałaś swoje nogi? Poza tym kto jak kto ale to raczej ja powinienem się skarżyć na ważenie dużo za dużo. Co prawda nie na chwilę obecną ale kiedyś.
- Co masz na myśli?
- Nie wyglądałem tak jak wyglądam teraz. Kiedyś byłem... niezbyt urodziwym dzieckiem. Dodatkowo miałem mały problem z nadwagą. Przez to nie byłem zbyt lubiany. Dopiero w liceum wszystko się zmieniło. Urosłem, zrzuciłem niepotrzebne kilogramy i zyskałem pewności siebie. Popatrz, brzydka bestia stała się pięknym księciem. - zaśmiał się.
- Nie sądzę...
- Nie uważasz mnie za pięknego księcia? - jego głos się załamał.
- Ah, nie o to chodzi. Miałam na myśli, że nawet jeżeli miałeś nadwagę to z twarzy musiałeś być przystojny skoro teraz wyglądasz jak wyglądasz... - zamarłam. - Co ja wygaduję? - dodałam ciszej.
- Bardzo mi tym schlebiasz ale byłem naprawdę okropny. Jeśli chcesz się przekonać, mogę przynieść ci moje zdjęcia z tamtego okresu. Będziemy mieli się z czego śmiać.
- Z chęcią je zobaczę. - zaśmiałam się. - Nie wierzę, że jest aż takie złe.
- Załóżmy się o coś.
- Założyć się? - zdziwiłam się.
- Jeśli wybuchniesz śmiechem zobaczywszy to zdjęcie będziesz musiała zrobić jedną rzecz, o którą cię poproszę.
Przełknęłam ślinę. O co on może mnie poprosić. A co jeśli to będzie coś bardzo nieprzyzwoitego? Eunmi spokojnie. Himchan to Himchan ale nie byłby w stanie zrobić ci takiego świństwa... prawda?
- Jesteś tam księżniczko? - odparł czułym głosem.
- Jestem, jestem. Przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziałam zakłopotana.
- W takim razie jaka jest twoja decyzja?
- A jeśli nie wybuchnę? Co ja będę z tego miała? - zapytałam podejrzliwie.
- Powiedzmy, że tą samą korzyść co ja, a dodatkowo pozwolę zachować ci to zdjęcie.
- Zgoda!
- Wiedziałem, że uda mi się ciebie przekonać. Żadna dziewczyna mi się nie oprze.
- Co do dziewczyn, może masz jakąś na oku? Chunhei z klasy Youngjae wydaje się być bardzo tobą zainteresowana. - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem, którego on niestety nie mógł teraz zobaczyć.
- To dość... możemy zmienić temat?
- Dlaczego? Co w tym temacie jest nie tak? - zdziwiłam się.
- Nie przywykłem do rozmawiania o związkach z jakąś dziewczyną, wybacz. To na wskutek pewnego wydarzenia. Można powiedzieć, że do teraz mam traumę.
- Nieszczęśliwa miłość? - zapytałam niepewnie.
- Zgadza się. Skąd wiesz?
- Sama przeżyłam to na własnej skórze. - odparłam cicho.
- Wydaje mi się, że to nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się jutro. Wtedy pogadamy.
- Niech będzie. Zadzwonię do ciebie jutro i umówimy się w jakieś konkretne miejsce.
- Tylko nie za wcześnie. Lubię sobie pospać. - zaśmiał się. - Dobranoc, księżniczko. Śpij dobrze.
- Kolorowych snów, Himchannie.
Rozłączyłam się i zaczęłam sobie zadawać wiele pytań. Dlaczego wspomniałam o tych rozterkach miłosnych? Sama nie lubiłam o tym rozmawiać. To było bolesne przywoływać do siebie te wszystkie wspomnienia. Nie dość, że było to niemiłe to wywoływało to u mnie koszmary. Już wyobrażałam sobie tę noc.
Spoglądając na moją torbę, wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wstałam z łóżka i zaczęłam przeszukiwać moje szafki.
- Gdzie to może być? - powiedziałam sama do siebie przesuwając kolejne przedmioty.
W końcu znalazłam, to czego szukałam. Schowałam to do torby i z uśmiechem na twarzy położyłam się do łóżka, przykryłam kołdrą i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

*Następnego dnia*

Obudził mnie dzwonek telefonu. Jednak tym razem nie był to irytujący dźwięk budzika, a dźwięk połączenia. 
- Usdkghfg. - odezwałam się odbierając.
- Wybacz, że nie pocałunkiem ale musiałem jakoś cię obudzić, księżniczko. - usłyszałam znajomy głos.
- Obudzić? - przetarłam oczy. - Która jest godzina?
- Dziewiąta rano.
- I ty mówiłeś, że lubisz pospać? Skoro dla ciebie to wystarczająca ilość to przynajmniej mi dałbyś się wyspać.
- Nie mogłem się doczekać, żeby się z tobą spotkać. Nie miej mi za złe.
- Nic się nie stało. - sturlałam się z łóżka na ziemię. - Postaram się ogarnąć jak najszybciej się da tylko powiedz mi, gdzie i o której chciałbyś się spotkać.
- Tak właściwie to jestem pot twoim domem.
Wstałam z ziemi jak poparzona.
- Jak. To. Jesteś. Pod. Moim. Domem?!
- Schodź do mnie jak najprędzej, bo książę się niecierpliwi.
Biegałam, rozrzucałam, przesuwałam, skakałam i przewracałam się, chcąc ubrać się jak najszybciej. Nie mając czasu na zrobienie jakieś specjalnej fryzury po prostu spięłam włosy w koński ogon. Wzięłam torbę i pośpiesznie wybiegłam z domu przez co o mało co się nie przewróciłam.
- Jestem! - krzyknęłam triumfalnie.
- Widzę, widzę. - powiedział rozbawiony. - Gotowa?
- Powiedzmy, że tak. - uśmiechnęłam się.
- W takim razie chodźmy.
Podał mi swoją dłoń, a ja odruchowo za nią złapałam. Czułam się trochę jak dziecko prowadzone za rączkę.  Najgorsze w tym wszystkim było  to, że ja do końca nie wiedziałam, gdzie jestem prowadzona.
Szliśmy tak, a wielu ludzi się w nas wpatrywało, co bardzo mnie peszyło. Nie lubię kiedy ktoś patrzy na mnie w ten sposób. Himchan musiał to zauważyć gdyż nachylił się nade mną i jedynie szepnął mi do ucha, że nie powinnam się tym przejmować. To było naprawdę miłe.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się na nieznanej mi polanie.
- Ładnie tutaj. - stwierdziłam.
- Prawda? Lubię tutaj przychodzić gdy mam gorszy humor. Jest tu cicho i nikt nie zawraca ci głowy głupimi sprawami. - powiedział spoglądając w niebo. - A teraz druga część programu. Zamknij oczy.
- Um. - zamknęłam oczy.
Złapał mnie za ręce i prowadził w jakieś miejsce po czym poprosił abym usiadła na ziemi. Nie był to chłodny dzień więc nie miałam nic przeciwko. 
- Czekaj, czekaj. Już. Możesz otworzyć oczy.
Zrobiłam tak jak powiedział, a moim oczom ukazało się zdjęcie, a na nim Himchan z okresu podstawówki, ewentualnie gimnazjum. Nie mogłam się powstrzymać. Wybuchłam gromkim śmiechem. Nie chciałam go w żadnym wypadku urazić ale to zdjęcie było naprawdę urocze i zabawne. 
- Wygrałem zakład, księżniczko. 
Kiedy jego słowa do mnie dotarły uśmiech momentalnie zszedł z mojej twarzy. No tak, zakład. Jak ja mogłam o nim zapomnieć?
- Cholera. - zaklęłam pod nosem.
- Nie ładnie tak mówić. To nie przystoi prawdziwej księżniczce. - uśmiechnął się szyderczo.
- Podpuściłeś mnie. To nie fair. - odwróciłam się, robiąc obrażoną minę. 
- Zakład to zakład. 
- Niech będzie. - powiedziałam z grymasem na twarzy.
- Proszę. - podał mi swoje zdjęcie.
Zdziwiona, spojrzałam na niego wielkimi oczami. Nie rozumiałam tego.
- To twoje zadanie. Weź je i pilnuj, by nikt poza tobą go nie zobaczył. 
Spojrzałam na zdjęcie jeszcze raz i stwierdziłam, że jest naprawdę słodkie.
- I ty mi wmawiasz, że byłeś brzydkim dzieckiem? Wiesz jakim ja byłam szpetnym dzieckiem? - zaśmiałam się i sięgnęłam do torby. Spojrzałam na to co trzymałam w rękach następnie podając to Himchanowi.
- Co to jest? Jakaś książka? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie do końca. Otwórz.
Nieco otumaniony otworzył to "książkopodobne" coś. Jego oczy momentalnie się roześmiały.
- Nie mów mi, że to jest...
- Tak, to album z moimi zdjęciami. - wybuchłam śmiechem.
- To naprawdę ty? Niemożliwe. - wskazał jedno zdjęcie.
- A spójrz na to. Nie mam przednich zębów. - pokazałam mu inne.
- A tu jesteś przebrana za księżniczkę. To było przeznaczenie. - zaśmiał się.
- Zdecydowanie. - zachichotałam. 
- Spójrz na to... czy ty tańczysz?
Wzdrygnęłam się. Nie wyrzuciłam tego zdjęcia? 
- Tak... tylko dla siebie, ale lubię tańczyć. 
Taka była prawda. Tańczę odkąd pamiętam ale od zawsze tańczyłam tylko w swoim domowym zaciszu. Bez publiczności i obawy, że ktoś może mnie zobaczyć. Kiedy ktoś nieznany jest w moim otoczeniu, jestem jak sparaliżowana. Nie jestem w stanie się ruszyć. 
- Powinnaś zaprzyjaźnić się z Jongupem. On też jest maniakiem tańca chociaż z początku na pewno ci się do tego nie przyzna. Dziwny z niego człowiek.
Rozmawialiśmy tak przez dobrych kilka godzin. Poruszaliśmy przeróżne tematy. Szczególnym był właśnie ten o nieszczęśliwym zakochaniu. Himchan opowiedział jak to kiedyś zakochał się w pewnej dziewczynie, która stwierdziła, że nie może być z kimś takim kto wygląda jak on. Przez to Himchan postanowił się zmienić i mamy efekty. U mnie wyglądało to podobnie. Zakochałam się i zostałam odrzucona, a po tym zdarzeniu zaczęłam zmieniać się nie tylko zewnętrznie. Jednym z powodów było wywołanie zazdrości tego, który kiedyś nie doceniał tego kim jestem. Można było więc powiedzieć, że oboje doskonale znaliśmy ten ból.
Później poszliśmy coś zjeść. Kiedy w końcu zaczęło się ściemniać, Himchan odprowadził mnie do domu. 
- Takie niedziele to ja rozumiem. Musimy to powtórzyć Eunmi.
- Zgadzam się. Kto by pomyślał, że tak się rozgadamy.
- Wspaniali z nas mówcy, a teraz do domu. Nie chcę żebyś jutro w szkole umierała. 
- O mnie się nie martw. Dam sobie radę. - fuknęłam. 
- Nie wątpię. - uśmiechnął się. - Do jutra w szkole. I masz być pełna energii bo jeśli chodzi o rozmowę to nie dam ci spokoju. 
Posłał mi ostatnie spojrzenie następnie odwrócił się i skierował ku furtce.
- Ah, Himchannie! - podbiegłam do niego. - Proszę. - podałam mu jedno ze zdjęć. - W końcu jestem twoją księżniczką. Powinieneś je mieć.
- Dziękuję. - ucałował mnie w czoło.
To był naprawdę udany dzień.