Coś niezwykłego. Wchodzę dzisiaj na bloggera, a tutaj 10100 wyświetleń! Jestem wam niezmiernie wdzięczna. Kiedy zakładałam tego bloga nawet o czymś takim nie marzyłam. 51 obserwujących? Kiedy? Przecież jeszcze niedawno było was zaledwie siedmiu. Czas leci, a ja mam dla was nie tylko nowy rozdział, ale też jak pewnie wiecie, nowy blog link zostawiam niżej i jeszcze raz wam dziękując, zapraszam do czytania.
((klik))
~***~
Wiedziałam, że to wszystko nie potrwa już długo. Tydzień?
Miesiąc? Nie jestem pewna. Nie bałam się, gdyż od samego początku wiedziałam,
że wszystko się kiedyś kończy.
Noc była chłodna. Leżałam, marznąć pod kocem i zamartwiając
się na przemian czekającym mnie zadaniem oraz sytuacją moich przyjaciół.
Tej nocy miałam naprawdę ciężkie i męczące sny, a zarazem
monotonnie powtarzające się. Budziłam się i znów zasypiałam zbyt znużona, żeby
cokolwiek zapamiętać.
Pierwsze ukłucie poczułam o poranku. Skuliłam się, łapiąc
się za brzuch, wplatając to jedynie w narrację mego snu. Jakiś czas później
poczułam drugie i trzecie ukłucie, które również powiązałam z przykrym snem,
lecz kiedy piąte ukłucie stało się naraz pięćdziesiątym, nie miałam wyboru –
musiałam się wreszcie obudzić.
Mimo pobudki, nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Gdy tak
sobie leżałam mój słuch dostroił się do mnogości odgłosów. Wiał lekki wiatr,
który ze szelestem poruszał liśćmi i gałązkami. A przede wszystkim odzywały się
już ptaki. Było ich mnóstwo. Poza ptakami do moich uszu dobiegł żałosny dźwięk,
jakby kojot lub może nawet wilk.
Moje nogi były tak ociężałe, że nie było mowy o jakimkolwiek
ruchu. Spowita w miękkie fałdy ptasiego świergotu, nadal nie potrafiłam się
rozbudzić. Nadal byłam bardzo senna, a ten stan przywoływał u mnie bardzo
odległe wspomnienia. Przypomniałam sobie wtedy ptaki, które latały nad moim
poprzednim domem. Były duże, brzydkie i skrzeczące. Wystarczył jeden dźwięk
klaksonu ciężarówki, żeby wszystkie wzbiły się w powietrze i przysłoniły całe
błękitne niebo swoimi czarnymi piórami. Niezbyt miły obraz dla kilkuletniego
dziecka.
Gdy byłam już w łazience, do której ledwo się dostałam,
starannie wyszczotkowałam włosy i umyłam zęby. Była sobota więc właściwie
nigdzie się nie wybierałam. Miałam zamiar ten dzień spędzić sama ze sobą i
swoimi wspomnieniami. Byłam świadoma, że to źle się dla mnie skończy, ale nie
mogę tego wiecznie odkładać.
Po uprzednim ogarnięciu się zeszłam na dół do kuchni mając
nadzieję, że zastanę co nieco w lodówce. Mimo, że rodziców nie było w domu, ten
nie wydawał się być opuszczony. Wręcz przeciwnie. Wyglądał na nadzwyczajnie
zamieszkany. Gazety taty leżały rozrzucona na stole w jadalni. Futrzane papucie
mamy walały się w salonie, a książkę, którą obecnie czytała porzuciła na
kanapie. Musiała się spieszyć. Kubki po kawie i szklanki po soku stały można
rzec, że wszędzie w zasięgu mojego wzroku. Prawie wszystkie szuflady i szafki
stały otworem. Naprawdę musieli się spieszyć.
Rzadko kiedy jadałam śniadania. Nie miałam na to po prostu
czasu. Tym razem jednak pomyślałam, że bóle brzucha mogą być wywołane, albo
głodem, albo faktem, że jadam nieregularnie. Zrobiłam sobie niewielką kanapkę i
wróciłam do pokoju.
Dziwne uczucie. Mieć świadomość tego co za niedługo się
stanie. Mimo, że wiedziałam to od dawna, dopiero teraz zaczęło do mnie docierać
to kim jestem i jakie mam zadanie do wykonania. Z jednej strony się cieszyłam,
a z drugiej byłam zrozpaczona. Kumulowały się we mnie przeróżne emocje. Co jak
co, ale mój los nie należał do najlepszych.
Wszystko zaczęło się sześć lat temu kiedy już oficjalnie
zostałam ogłoszona ofiarą całego podwórka. Właściwie to nie mam zielonego
pojęcia dlaczego. Z dnia na dzień jak uderzenie błyskawicy, moje życie zmieniło
się o sto osiemdziesiąt stopni. Niczym pstryknięcie palcami, straciłam
przyjaciół, a co za tym idzie chęć spotykania się z ludźmi.
Był taki okres, w którym kompletnie zerwałam kontakt z
rzeczywistością. Chodziłam do szkoły, bo musiałam, ale tak naprawdę nic z niej
nie wynosiłam. Nie odzywałam się do nikogo przez dobre kilka tygodni. Kiedy w
końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu pojawiła się agresja. Jakbym rękoma
chciała zbudować sobie drogę do respektu innych. I poniekąd mi się udało. Nie
wiem, czy to był szacunek, czy po prostu strach, ale dano mi spokój.
Jednak nawet odrzucenie nie było takie złe w porównaniu do
tego co działo się później. Normalni
ludzie tego nie zrozumieją, ale najgorszym momentem dla demona jest ten, w
którym wyrastają mu skrzydła. Może to niezbyt trafne porównanie, ale to podobne
do pierwszej miesiączki. Niespodziewane i dosyć bolesne.
Ja nie wiedziałam kim jestem więc mój świat się zawalił
kiedy tylko coś zaczęło wyrastać mi z pleców. Byłam przekonana, że to kolejny
dowód na moją inność. Nie chciałam tego. Wtedy byłam w stanie okaleczać swoje
ciało tylko po to by skrzydła nie urosły. Próbowałam je odcinać, wypruwać, czy
po prostu się ich pozbyć za pomocą najróżniejszych przedmiotów. Ale one nie
chciały zniknąć. Łazienka praktycznie każdego dnia była myta z litrów krwi.
Nadal nie wiem jakim cudem to przeżyłam.
Gdy w końcu pozwoliłam im wyrosnąć strasznie się do nich
przywiązałam. Czasem siedziałam w pokoju i okrywałam się nimi by poczuć się
bezpieczniej. Nie były piękne. Wręcz przeciwnie, były łuskowate, twarde i szare.
Jednak to było coś mojego, tylko mojego. Nikt o nich nie wiedział, tak mi się
wydawało, a dodatkowo było to coś co pozwoliło mi się zbliżyć do ludzi takich
jak ja.
Czasami widziałam inne demony latające po nocnej powłoce
nieba i marzyłam, żeby kiedyś pofrunąć tak ja one. Moje niedoczekanie. Już
kilka miesięcy po tym jak moje skrzydła były w pełni „dojrzałe”, stało się…
Złapali mnie kiedy wracałam ze szkoły. Było ich trzech,
dwóch z nich trzymało mnie bym nie mogła uciec. Byli wysocy i umięśnieni.
Trzeciego z nich łączyło z nimi jedynie wzrost. Był zdecydowanie młodszy,
później okazało się, że tylko rok ode mnie starszy. Te tępe narzędzie… nie wiem
co to do końca było, ale pamiętam je do dziś.
Moje skrzydła kompletnie straciły swój kształt, swoje
piękno, a ja straciłam najdroższą rzecz jaką miałam.
Padłam na kolana i czułam jak krew spływa po moich plecach.
Nie miałam nawet siły płakać. Upadłam na ziemię i czując zimny grunt przy mojej
twarzy, straciłam przytomność. Obudziłam się tydzień później w szpitalu, nic
nie pamiętając. Jedyną pozostałością była długa blizna, która zaczyna się z
tyłu karku, a sięga aż odcina lędźwiowego.
Łzy płynęły strumieniami. Dotknęłam blizny. Już niedługo.
o kurde...
OdpowiedzUsuńBłagam, błagam, błagam... Zaraz eksploduję z emocji aihdfbaipouhgipgjnafjkh Genialny rozdział, już nie mogę się doczekać następnego, ale nie poganiam, jako, że czekam na nowy w obu blogach ;P
OdpowiedzUsuńDodałam Twojego bloga na listę opowiadań o B.A.P na moim blogu: http://its-just-bap.blogspot.com/ Ogólnie to piszę o tym w komentarzu tylko po to, by cie o tym zawiadomić i prosić o pomoc (wszystko jest napisane w notce), bo to dopiero mój marny początek ^ ^''
UsuńI te pytanie, które sobie teraz zadaje każdy z nas: 'co niedługo?!' >.<
OdpowiedzUsuńHmm, kiedy opisywałaś główną bohaterkę, czułam się z nią dziwnie zżyta, zastanawia mnie ten pośpiech jej rodziców, mam nadzieję, że nic im się nie stało i przez roztargnienie pozostawili mieszkanie w takim stanie. No cóż czekam na kolejny rozdział, bo ciągle zastanawiam się, co dla nas szykujesz. Życzę dużo weny <3
OdpowiedzUsuńo w ławkę, nie spodziewałam się D:
OdpowiedzUsuńnie przypuszczałam, że Eunmi przeżyła coś takiego. Spodziewałam się, że nie będzie to zbyt miłe wspomnienie, ale to co się wydarzyło przerosło moje oczekiwania D:
no nic, czekam na kontynuację ((umieraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam, więcej więcej więcej ;-;)) i weny życzę c:
to było przepiękne ;__; proszę, nie każ mi zbyt długo czekać na kontynuacje, bo zwariuje, zresztą jak każdy... >.< weny życzę <3
OdpowiedzUsuńOMG! Proszę Cię! Nie kończ w takich momentach! dokończ to! Bo ja tu zwariuję od nadmiaru feelsów!~
OdpowiedzUsuńBiedna Eunmi... tak wiele przejść i nadal zmagać się z życiem...
!
Proszę pisz to dalej!
Życzę weny!
Hwaiting!
pisz, pisz, pisz, bo nie mogę się doczekać co dalej <3 weny życzę ^^
OdpowiedzUsuńUbóstwiaam Twój blog <3 Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału *-* weeeeeeeeeeeeny Ci życzę :D
OdpowiedzUsuńO żesz ja cie pierdziele...jak ja bym chciala zebys dodawala codziennie pare rozdzialow :D mega sa, coraz lepsze, jeszcze ta muzyka nastrojowa ^^
OdpowiedzUsuńYYy... mam małe pytanko. Nie chce cie poganiać , ale musze. Kiedy kolejny rozdział?! Ja już dostaje na głowe. Wchodze na tego bloga minimum 4 razy dziennie sprawdzajac czy czasami niczego nie dodalas
OdpowiedzUsuńnominuję cię do The Versatile Blogger http://mykoreansunny.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger_7.html
OdpowiedzUsuńKiedy napiszesz coś nowego? :) I czemu http://pozorni.blogspot.com/ został usunięty? :(
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do nagrody The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu its-just-bap.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz jakiś rozdział? T^T Tęsknię za tym opowiadaniem >.< Dużooo weny życzę ;>
OdpowiedzUsuńHej :) blog jest naprawdę fajny ! Mam nadzieję że moje opowiadanie również ci się spodoba www.animeshnn.blogspot.com jeżeli chcesz możesz go zaobserwować :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Szekszik <3