wtorek, 7 maja 2013

Rozdział XXVII

Coś niezwykłego. Wchodzę dzisiaj na bloggera, a tutaj 10100 wyświetleń! Jestem wam niezmiernie wdzięczna. Kiedy zakładałam tego bloga nawet o czymś takim nie marzyłam. 51 obserwujących? Kiedy? Przecież jeszcze niedawno było was zaledwie siedmiu. Czas leci, a ja mam dla was nie tylko nowy rozdział, ale też jak pewnie wiecie, nowy blog link zostawiam niżej i jeszcze raz wam dziękując, zapraszam do czytania.

((klik))

~***~


Wiedziałam, że to wszystko nie potrwa już długo. Tydzień? Miesiąc? Nie jestem pewna. Nie bałam się, gdyż od samego początku wiedziałam, że wszystko się kiedyś kończy.
Noc była chłodna. Leżałam, marznąć pod kocem i zamartwiając się na przemian czekającym mnie zadaniem oraz sytuacją moich przyjaciół.
Tej nocy miałam naprawdę ciężkie i męczące sny, a zarazem monotonnie powtarzające się. Budziłam się i znów zasypiałam zbyt znużona, żeby cokolwiek zapamiętać.
Pierwsze ukłucie poczułam o poranku. Skuliłam się, łapiąc się za brzuch, wplatając to jedynie w narrację mego snu. Jakiś czas później poczułam drugie i trzecie ukłucie, które również powiązałam z przykrym snem, lecz kiedy piąte ukłucie stało się naraz pięćdziesiątym, nie miałam wyboru – musiałam się wreszcie obudzić.
Mimo pobudki, nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Gdy tak sobie leżałam mój słuch dostroił się do mnogości odgłosów. Wiał lekki wiatr, który ze szelestem poruszał liśćmi i gałązkami. A przede wszystkim odzywały się już ptaki. Było ich mnóstwo. Poza ptakami do moich uszu dobiegł żałosny dźwięk, jakby kojot lub może nawet wilk.
Moje nogi były tak ociężałe, że nie było mowy o jakimkolwiek ruchu. Spowita w miękkie fałdy ptasiego świergotu, nadal nie potrafiłam się rozbudzić. Nadal byłam bardzo senna, a ten stan przywoływał u mnie bardzo odległe wspomnienia. Przypomniałam sobie wtedy ptaki, które latały nad moim poprzednim domem. Były duże, brzydkie i skrzeczące. Wystarczył jeden dźwięk klaksonu ciężarówki, żeby wszystkie wzbiły się w powietrze i przysłoniły całe błękitne niebo swoimi czarnymi piórami. Niezbyt miły obraz dla kilkuletniego dziecka.
Gdy byłam już w łazience, do której ledwo się dostałam, starannie wyszczotkowałam włosy i umyłam zęby. Była sobota więc właściwie nigdzie się nie wybierałam. Miałam zamiar ten dzień spędzić sama ze sobą i swoimi wspomnieniami. Byłam świadoma, że to źle się dla mnie skończy, ale nie mogę tego wiecznie odkładać.
Po uprzednim ogarnięciu się zeszłam na dół do kuchni mając nadzieję, że zastanę co nieco w lodówce. Mimo, że rodziców nie było w domu, ten nie wydawał się być opuszczony. Wręcz przeciwnie. Wyglądał na nadzwyczajnie zamieszkany. Gazety taty leżały rozrzucona na stole w jadalni. Futrzane papucie mamy walały się w salonie, a książkę, którą obecnie czytała porzuciła na kanapie. Musiała się spieszyć. Kubki po kawie i szklanki po soku stały można rzec, że wszędzie w zasięgu mojego wzroku. Prawie wszystkie szuflady i szafki stały otworem. Naprawdę musieli się spieszyć.
Rzadko kiedy jadałam śniadania. Nie miałam na to po prostu czasu. Tym razem jednak pomyślałam, że bóle brzucha mogą być wywołane, albo głodem, albo faktem, że jadam nieregularnie. Zrobiłam sobie niewielką kanapkę i wróciłam do pokoju.
Dziwne uczucie. Mieć świadomość tego co za niedługo się stanie. Mimo, że wiedziałam to od dawna, dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to kim jestem i jakie mam zadanie do wykonania. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej byłam zrozpaczona. Kumulowały się we mnie przeróżne emocje. Co jak co, ale mój los nie należał do najlepszych.
Wszystko zaczęło się sześć lat temu kiedy już oficjalnie zostałam ogłoszona ofiarą całego podwórka. Właściwie to nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Z dnia na dzień jak uderzenie błyskawicy, moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Niczym pstryknięcie palcami, straciłam przyjaciół, a co za tym idzie chęć spotykania się z ludźmi.
Był taki okres, w którym kompletnie zerwałam kontakt z rzeczywistością. Chodziłam do szkoły, bo musiałam, ale tak naprawdę nic z niej nie wynosiłam. Nie odzywałam się do nikogo przez dobre kilka tygodni. Kiedy w końcu stwierdziłam, że to nie ma sensu pojawiła się agresja. Jakbym rękoma chciała zbudować sobie drogę do respektu innych. I poniekąd mi się udało. Nie wiem, czy to był szacunek, czy po prostu strach, ale dano mi spokój.
Jednak nawet odrzucenie nie było takie złe w porównaniu do tego co działo się później.  Normalni ludzie tego nie zrozumieją, ale najgorszym momentem dla demona jest ten, w którym wyrastają mu skrzydła. Może to niezbyt trafne porównanie, ale to podobne do pierwszej miesiączki. Niespodziewane i dosyć bolesne.
Ja nie wiedziałam kim jestem więc mój świat się zawalił kiedy tylko coś zaczęło wyrastać mi z pleców. Byłam przekonana, że to kolejny dowód na moją inność. Nie chciałam tego. Wtedy byłam w stanie okaleczać swoje ciało tylko po to by skrzydła nie urosły. Próbowałam je odcinać, wypruwać, czy po prostu się ich pozbyć za pomocą najróżniejszych przedmiotów. Ale one nie chciały zniknąć. Łazienka praktycznie każdego dnia była myta z litrów krwi. Nadal nie wiem jakim cudem to przeżyłam.
Gdy w końcu pozwoliłam im wyrosnąć strasznie się do nich przywiązałam. Czasem siedziałam w pokoju i okrywałam się nimi by poczuć się bezpieczniej. Nie były piękne. Wręcz przeciwnie, były łuskowate, twarde i szare. Jednak to było coś mojego, tylko mojego. Nikt o nich nie wiedział, tak mi się wydawało, a dodatkowo było to coś co pozwoliło mi się zbliżyć do ludzi takich jak ja.
Czasami widziałam inne demony latające po nocnej powłoce nieba i marzyłam, żeby kiedyś pofrunąć tak ja one. Moje niedoczekanie. Już kilka miesięcy po tym jak moje skrzydła były w pełni „dojrzałe”, stało się…
Złapali mnie kiedy wracałam ze szkoły. Było ich trzech, dwóch z nich trzymało mnie bym nie mogła uciec. Byli wysocy i umięśnieni. Trzeciego z nich łączyło z nimi jedynie wzrost. Był zdecydowanie młodszy, później okazało się, że tylko rok ode mnie starszy. Te tępe narzędzie… nie wiem co to do końca było, ale pamiętam je do dziś.
Moje skrzydła kompletnie straciły swój kształt, swoje piękno, a ja straciłam najdroższą rzecz jaką miałam.
Padłam na kolana i czułam jak krew spływa po moich plecach. Nie miałam nawet siły płakać. Upadłam na ziemię i czując zimny grunt przy mojej twarzy, straciłam przytomność. Obudziłam się tydzień później w szpitalu, nic nie pamiętając. Jedyną pozostałością była długa blizna, która zaczyna się z tyłu karku, a sięga aż odcina lędźwiowego.
Łzy płynęły strumieniami. Dotknęłam blizny. Już niedługo. 

17 komentarzy:

  1. Błagam, błagam, błagam... Zaraz eksploduję z emocji aihdfbaipouhgipgjnafjkh Genialny rozdział, już nie mogę się doczekać następnego, ale nie poganiam, jako, że czekam na nowy w obu blogach ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałam Twojego bloga na listę opowiadań o B.A.P na moim blogu: http://its-just-bap.blogspot.com/ Ogólnie to piszę o tym w komentarzu tylko po to, by cie o tym zawiadomić i prosić o pomoc (wszystko jest napisane w notce), bo to dopiero mój marny początek ^ ^''

      Usuń
  2. I te pytanie, które sobie teraz zadaje każdy z nas: 'co niedługo?!' >.<

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, kiedy opisywałaś główną bohaterkę, czułam się z nią dziwnie zżyta, zastanawia mnie ten pośpiech jej rodziców, mam nadzieję, że nic im się nie stało i przez roztargnienie pozostawili mieszkanie w takim stanie. No cóż czekam na kolejny rozdział, bo ciągle zastanawiam się, co dla nas szykujesz. Życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. o w ławkę, nie spodziewałam się D:
    nie przypuszczałam, że Eunmi przeżyła coś takiego. Spodziewałam się, że nie będzie to zbyt miłe wspomnienie, ale to co się wydarzyło przerosło moje oczekiwania D:

    no nic, czekam na kontynuację ((umieraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam, więcej więcej więcej ;-;)) i weny życzę c:

    OdpowiedzUsuń
  5. to było przepiękne ;__; proszę, nie każ mi zbyt długo czekać na kontynuacje, bo zwariuje, zresztą jak każdy... >.< weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Proszę Cię! Nie kończ w takich momentach! dokończ to! Bo ja tu zwariuję od nadmiaru feelsów!~
    Biedna Eunmi... tak wiele przejść i nadal zmagać się z życiem...
    !

    Proszę pisz to dalej!
    Życzę weny!
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  7. pisz, pisz, pisz, bo nie mogę się doczekać co dalej <3 weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Ubóstwiaam Twój blog <3 Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału *-* weeeeeeeeeeeeny Ci życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. O żesz ja cie pierdziele...jak ja bym chciala zebys dodawala codziennie pare rozdzialow :D mega sa, coraz lepsze, jeszcze ta muzyka nastrojowa ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. YYy... mam małe pytanko. Nie chce cie poganiać , ale musze. Kiedy kolejny rozdział?! Ja już dostaje na głowe. Wchodze na tego bloga minimum 4 razy dziennie sprawdzajac czy czasami niczego nie dodalas

    OdpowiedzUsuń
  11. nominuję cię do The Versatile Blogger http://mykoreansunny.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger_7.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy napiszesz coś nowego? :) I czemu http://pozorni.blogspot.com/ został usunięty? :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Nominowałam Cię do nagrody The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu its-just-bap.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy dodasz jakiś rozdział? T^T Tęsknię za tym opowiadaniem >.< Dużooo weny życzę ;>

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej :) blog jest naprawdę fajny ! Mam nadzieję że moje opowiadanie również ci się spodoba www.animeshnn.blogspot.com jeżeli chcesz możesz go zaobserwować :*

    Pozdrawiam Szekszik <3

    OdpowiedzUsuń